piątek, 18 maja 2012

S. Winman, Kiedy Bóg był królikiem


Źródło
Moje pierwsze wspomnienia to zapach przypraw, których nazwy brzmiały z czasem jak imiona egzotycznych ptaków i usta babci wyłaniające się spod kłębów dymu. A potem ogień, który we wnętrznościach pieca pożerał z trzaskiem grube kawały drewna i te głupie zabawy: kto dłużej wytrzyma spojrzenie w samo słońce. Elly zapamiętała pachnące chipsami włosy Jenny Penny, uszminkowaną twarz brata, który w jej obronie był skłonny do cichego morderstwa i szkolne jasełka, po których zmarło Dzieciątko Jezus. Wszystko w czasach, gdy cukierki można było kupić za grosze, a bóg był królikiem.


Wielka Brytania lat 70. W otoczeniu uzależnionego od totolotka ojca, matki zakochanej w podręcznikach do wychowania dzieci, ciotki – gwiazdy filmowej (która całkiem jawnie kocha się w matce), brata zakochanego w chłopaku z sąsiedztwa oraz podstarzałego Żyda, który wmawia sobie i innym pobyt w obozie koncentracyjnym, dorasta Elly. Ekscentryczna, nietuzinkowa, cudownie nadwrażliwa. Nie udaje jej się nic poza rozmowami z wielkim królikiem i wyjątkową przyjaźnią z Jenny Penny. Obok niej toczy się życie. Wcale nie głośne i nie szybkie. Prawie zawsze niewesołe i zbyt trudne, niestosowne do młodego wieku. Ktoś się rozwodzi, kogoś porywają terroryści, ktoś kogoś molestuje, ktoś walczy z nieszczęśliwą miłością, albo niedopasowaniem do oczekiwań całego świata. Elly dorasta i patrzy, przeżywa życie bez ekscytacji i uniesień. 

I na tym polega cały trik fabularny. Bo „Kiedy Bóg był królikiem” to nie typowa powieść, na którą składa się niecierpliwie potrzebujący rozwiązania węzeł akcji. Nie ma tu więc trzymających w napięciu tajemnic, ogromnych namiętności, wielkich wyrzeczeń i szczęśliwych zakończeń. To raczej zwyczajne, momentami mniej lub bardziej ciekawe życie, opisane z perspektywy dziecka, nastolatki, kobiety, której coś nie pozwala przeżywać go bez świadomości i zastanowienia. 

Składają się na nie retrospekcje losów każdej z postaci z otoczenia Elly. Ci najbliżsi pretendują do miana głównych bohaterów, spychają ją na bok, bo to właśnie dzięki nim jej życie zyskuje na wartości. Wszyscy wyrysowani nader sugestywnie, bez sztucznej idealizacji i schematyzmu. Składają się z samych cech charakterystycznych i emocji, które wywołują u Elly. Budzą sympatię, a kilku z nich zostaje w pamięci na dłużej. Istnieją prawie tak namacalnie, że, chcąc nie chcąc, zaczynam porównywać ich do własnych przyjaciół z przeszłości. A potem wszyscy zlewają się w jedno. Ja i Elly, mój brat, jej brat i Jenny Penny z naprzeciwka.

Całość opisana jest bardzo przyjemnym stylem, w doskonałym tłumaczeniu, oddającym nienachalne uroki warsztatu autorki, która co rusz wplata w tekst literackie smaczki. Nic nie przeszkadza w odbiorze, za taki styl powinno zdobywać się najwyższe nagrody.

„Kiedy Bóg był królikiem” to oczywiście powieść o dorastaniu. Ale takim, gdzie z wrażliwych dziewczynek wyrastają smutne kobiety, a los czeka z niecierpliwością na nasze potknięcia. Niewątpliwie to książka o miłości, ale tylko takiej, którą widać w czynach, o której nie mówi się głośno. Gdzieś pomiędzy wątkami wysnuwają się lekcje o tolerancji i akceptacji życia takim jakie jest, choć nie ma to w sobie nic z umoralniających pogadanek. Autorka z urokiem snuje historię życia grupy zwykłych ludzi. Bez przekłamania i upiększeń mówi o tragediach i wielkim szczęściu. Jej rzeczywistość jest naszą rzeczywistością, dziejącą się za rogiem. 

Trochę jak „Czarodziej czasu” Barbary Gowdy, z urokiem „Dużej ryby” Wallace'a, wspomnieniem „Smażonych zielonych pomidorów”, albo „Szkoły uczuć”, niewątpliwie jednak przynosi nową wartość. Cała magia tkwi tutaj w opowiedzeniu historii o przeciętności, która urasta do rangi niezwykłości podsycanej dziwactwem, inteligencją i wiecznym wspomnieniem o przeszłości, która warunkuje przyszłe życie.

5 komentarzy:

  1. Czaję się na tę książkę już od pewnego czasu, ale cały czas funduszy brak. Przysięgam więc uroczyście, zirytuję się, jeśli przeczytam jeszcze jedną pozytywną recenzję - nie będę jadła przez tydzień, za to "Kiedy bóg był królikiem" w końcu zagości na mojej półce.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że warto nie jeść przez tydzień, żeby mieć Boga-Królika na własność ;)

      Usuń
    2. Hurra, czekam już na dostawę! ;)

      Usuń
  2. U mnie też z kasą krucho ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam, że niedawno zauważyłam tą książkę w Empiku. Patrzę i myślę "kto u licha mógł dać taki tytuł książce?!". Ale widzę, że ma to większą głębię.;) Jestem zaintrygowana. Jeżeli dostanę w najbliższym czasie dodatkowy zastrzyk gotówki - zakupię.;)

    OdpowiedzUsuń