Źródło |
Moje pierwsze
wspomnienia to zapach przypraw, których nazwy brzmiały z czasem jak
imiona egzotycznych ptaków i usta babci wyłaniające się spod
kłębów dymu. A potem ogień, który we wnętrznościach pieca
pożerał z trzaskiem grube kawały drewna i te głupie zabawy: kto
dłużej wytrzyma spojrzenie w samo słońce. Elly zapamiętała
pachnące chipsami włosy Jenny Penny, uszminkowaną twarz brata,
który w jej obronie był skłonny do cichego morderstwa i szkolne
jasełka, po których zmarło Dzieciątko Jezus. Wszystko w czasach,
gdy cukierki można było kupić za grosze, a bóg był królikiem.
Wielka Brytania lat 70.
W otoczeniu uzależnionego od totolotka ojca, matki zakochanej w
podręcznikach do wychowania dzieci, ciotki – gwiazdy filmowej
(która całkiem jawnie kocha się w matce), brata zakochanego w
chłopaku z sąsiedztwa oraz podstarzałego Żyda, który wmawia
sobie i innym pobyt w obozie koncentracyjnym, dorasta Elly.
Ekscentryczna, nietuzinkowa, cudownie nadwrażliwa. Nie udaje jej się
nic poza rozmowami z wielkim królikiem i wyjątkową przyjaźnią z
Jenny Penny. Obok niej toczy się życie. Wcale nie głośne i nie
szybkie. Prawie zawsze niewesołe i zbyt trudne, niestosowne do
młodego wieku. Ktoś się rozwodzi, kogoś porywają terroryści,
ktoś kogoś molestuje, ktoś walczy z nieszczęśliwą miłością,
albo niedopasowaniem do oczekiwań całego świata. Elly dorasta i
patrzy, przeżywa życie bez ekscytacji i uniesień.
I na tym polega cały
trik fabularny. Bo „Kiedy Bóg był królikiem” to nie typowa
powieść, na którą składa się niecierpliwie potrzebujący
rozwiązania węzeł akcji. Nie ma tu więc trzymających w napięciu
tajemnic, ogromnych namiętności, wielkich wyrzeczeń i szczęśliwych
zakończeń. To raczej zwyczajne, momentami mniej lub bardziej
ciekawe życie, opisane z perspektywy dziecka, nastolatki, kobiety,
której coś nie pozwala przeżywać go bez świadomości i
zastanowienia.
Składają się na nie
retrospekcje losów każdej z postaci z otoczenia Elly. Ci najbliżsi
pretendują do miana głównych bohaterów, spychają ją na bok, bo
to właśnie dzięki nim jej życie zyskuje na wartości. Wszyscy
wyrysowani nader sugestywnie, bez sztucznej idealizacji i
schematyzmu. Składają się z samych cech charakterystycznych i
emocji, które wywołują u Elly. Budzą sympatię, a kilku z nich
zostaje w pamięci na dłużej. Istnieją prawie tak namacalnie, że,
chcąc nie chcąc, zaczynam porównywać ich do własnych przyjaciół
z przeszłości. A potem wszyscy zlewają się w jedno. Ja i Elly,
mój brat, jej brat i Jenny Penny z naprzeciwka.
Całość opisana jest
bardzo przyjemnym stylem, w doskonałym tłumaczeniu, oddającym
nienachalne uroki warsztatu autorki, która co rusz wplata w tekst
literackie smaczki. Nic nie przeszkadza w odbiorze, za taki styl
powinno zdobywać się najwyższe nagrody.
„Kiedy Bóg był
królikiem” to oczywiście powieść o dorastaniu. Ale takim, gdzie
z wrażliwych dziewczynek wyrastają smutne kobiety, a los czeka z
niecierpliwością na nasze potknięcia. Niewątpliwie to książka o
miłości, ale tylko takiej, którą widać w czynach, o której nie
mówi się głośno. Gdzieś pomiędzy wątkami wysnuwają się
lekcje o tolerancji i akceptacji życia takim jakie jest, choć nie
ma to w sobie nic z umoralniających pogadanek. Autorka z urokiem
snuje historię życia grupy zwykłych ludzi. Bez przekłamania i
upiększeń mówi o tragediach i wielkim szczęściu. Jej
rzeczywistość jest naszą rzeczywistością, dziejącą się za
rogiem.
Trochę jak „Czarodziej
czasu” Barbary Gowdy, z urokiem „Dużej ryby” Wallace'a,
wspomnieniem „Smażonych zielonych pomidorów”, albo „Szkoły
uczuć”, niewątpliwie jednak przynosi nową wartość. Cała magia
tkwi tutaj w opowiedzeniu historii o przeciętności, która urasta
do rangi niezwykłości podsycanej dziwactwem, inteligencją i
wiecznym wspomnieniem o przeszłości, która warunkuje przyszłe
życie.
Czaję się na tę książkę już od pewnego czasu, ale cały czas funduszy brak. Przysięgam więc uroczyście, zirytuję się, jeśli przeczytam jeszcze jedną pozytywną recenzję - nie będę jadła przez tydzień, za to "Kiedy bóg był królikiem" w końcu zagości na mojej półce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Muszę przyznać, że warto nie jeść przez tydzień, żeby mieć Boga-Królika na własność ;)
UsuńHurra, czekam już na dostawę! ;)
UsuńU mnie też z kasą krucho ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że niedawno zauważyłam tą książkę w Empiku. Patrzę i myślę "kto u licha mógł dać taki tytuł książce?!". Ale widzę, że ma to większą głębię.;) Jestem zaintrygowana. Jeżeli dostanę w najbliższym czasie dodatkowy zastrzyk gotówki - zakupię.;)
OdpowiedzUsuń