sobota, 11 sierpnia 2012

Ch. Voegel-Turenne, Lazarus ze świata Lambdy

„Tym tu (...) zabraniają oglądania Słońca, z obawy, że ciesząc się pięknem jego światła i ciepła, przywiążą się do niego i staną się od niego zależni. To dlatego kryją się w mroku i chłodzie”1
Witajcie w świecie Lambda, najlepszym ze światów, odgrodzonym od całej reszty wysokimi górami. Świecie ciężkiej pracy na niewdzięcznej ziemi, miejscu, gdzie uczucia wywołuje zapach kwiatów, a wszystko co mogłoby podważyć przekonanie mieszkańców o możliwości większego szczęścia niż to, którego dostępują, szybko zostaje okraszone królewskim dekretem o nieistnieniu. Tu jałową pracę napędza niejasne przekonanie o wyższej doskonałości, którą można dzięki niej zdobyć. Stąd nikt nie chce dobrowolnie odejść. I choć na każdego czeka nieuchronne Zaproszenie do Podróży, z której się nie wraca, jednemu z nich udało się przekroczyć granicę Lambdy i powrócić.

Zaproszenia do Podróży nie można odrzucić. Trzeba spakować najpotrzebniejsze rzeczy i wśród łez rodziny udać się w drogę do świata Alfy i Omegi, królestwa Króla Królów, w asyście specjalnego Wysłannika. Co czeka tam na wędrowców, nikt nie wie. Wszyscy jednakowo więc boją się podróży i spędzają całe życie na ucieczce myślą od tej nieuchronności. Lazarus, był taki jak oni, dopóki nie otrzymał własnego Zaproszenia. Teraz opowie swoją historię znajomemu, by oswoić jego lęk przed nieznanym. Wyjaśni, skąd w nim ta zmiana, o której nie mówi głośno, skąd ta tęsknota, towarzysząca mu każdego dnia, jak to się stało, że nagle odzyskał wzrok i zobaczył świat Lambda w jego całej istocie.

Nie, wbrew pozorom nie jest to kolejna antyutopia. Jeśli szukacie szybkiej akcji i wciągającej fabuły, to już teraz dajcie sobie spokój. Dzieło Voegel-Turenne to opowieść-medytacja. Całkiem prosta, choć nie pozbawiona uroku alegoria snuta w celu oswojenia zaświatów. Mówiąca o podstawowych problemach natury ontologicznej na wpół baśniowym językiem. 

Sekret tkwi w prostej formie i wręcz archetypicznych symbolach, które rozpozna nawet niewprawny czytelnik. Mówieniu o sprawach ostatecznych bez nachalnego dydaktyzmu, ale przede wszystkim pozostawieniu odpowiedniej ilości miejsca na refleksje odbiorcy. Autorka zaledwie sugeruje rozwiązanie, dając możliwość indywidualnego odczytania w zależności od potrzeb i chęci. Kostium paraboliczny i mocno nieprzystający do powagi tematu, pozbawiony patosu język uchronił opowieść od banału, grożącemu wszystkim, którzy odważyli się na pisanie o relacji trwania i końca.

Czy trzeba przejść przez własną śmierć, by zrozumieć życie? Zapewne nic nie gwarantuje skuteczności porzucenia automatyzmu postrzegania swojego istnienia, jak poznanie jego odwrotności. Voegel-Turenne zapraszając nas do podróży śladami Lazarusa, skutecznie łamie przesądy i stereotypy ostateczności, obiecuje obcowanie z Absolutem wbrew strachowi, który towarzyszy nieznanemu. Zostawia czytelnika ze śladami, którymi może podążyć, by odczarować swoje życie w, jak mu się wydaje, najlepszym ze światów.


Za książkę dziękuję wydawnictwu:




1Ch. Voegel-Turenne, Lazarus ze świata Lambdy, Warszawa 2012, s. 55.

8 komentarzy:

  1. Naprawdę mnie zaciekawiłaś! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobra recenzja. Z chęcią sięgnę po książkę, brzmi naprawdę interesująco.

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisałaś piękną recenzję:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Recenzja super, okładka ciekawa. Taka inna. Cóż musze sobie tutuł zapisac i zobaczyć czy u mnie w bibliotece jest,.

    OdpowiedzUsuń
  5. No to plany oszczędzania spełzną na niczym - chyba muszę przeczytać tę książkę;) Opowieść-medytacja? Dla mnie jak znalazł.

    P.S.
    Stasiuk w końcu do mnie zawitał;)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie słyszałam o tej książce, ale brzmi intrygująco :)

    OdpowiedzUsuń