„Tym tu (...) zabraniają oglądania Słońca, z obawy, że ciesząc się pięknem jego światła i ciepła, przywiążą się do niego i staną się od niego zależni. To dlatego kryją się w mroku i chłodzie”1
Witajcie w świecie
Lambda, najlepszym ze światów, odgrodzonym od całej reszty
wysokimi górami. Świecie ciężkiej pracy na niewdzięcznej ziemi,
miejscu, gdzie uczucia wywołuje zapach kwiatów, a wszystko co
mogłoby podważyć przekonanie mieszkańców o możliwości
większego szczęścia niż to, którego dostępują, szybko zostaje
okraszone królewskim dekretem o nieistnieniu. Tu jałową pracę
napędza niejasne przekonanie o wyższej doskonałości, którą
można dzięki niej zdobyć. Stąd nikt nie chce dobrowolnie odejść.
I choć na każdego czeka nieuchronne Zaproszenie do Podróży, z
której się nie wraca, jednemu z nich udało się przekroczyć
granicę Lambdy i powrócić.
Zaproszenia do Podróży
nie można odrzucić. Trzeba spakować najpotrzebniejsze rzeczy i
wśród łez rodziny udać się w drogę do świata Alfy i Omegi,
królestwa Króla Królów, w asyście specjalnego Wysłannika. Co
czeka tam na wędrowców, nikt nie wie. Wszyscy jednakowo więc boją
się podróży i spędzają całe życie na ucieczce myślą od tej
nieuchronności. Lazarus, był taki jak oni, dopóki nie otrzymał
własnego Zaproszenia. Teraz opowie swoją historię znajomemu, by
oswoić jego lęk przed nieznanym. Wyjaśni, skąd w nim ta zmiana, o
której nie mówi głośno, skąd ta tęsknota, towarzysząca mu
każdego dnia, jak to się stało, że nagle odzyskał wzrok i
zobaczył świat Lambda w jego całej istocie.
Nie, wbrew pozorom nie
jest to kolejna antyutopia. Jeśli szukacie szybkiej akcji i
wciągającej fabuły, to już teraz dajcie sobie spokój. Dzieło
Voegel-Turenne to opowieść-medytacja. Całkiem prosta, choć nie
pozbawiona uroku alegoria snuta w celu oswojenia zaświatów. Mówiąca
o podstawowych problemach natury ontologicznej na wpół baśniowym
językiem.
Sekret tkwi w prostej
formie i wręcz archetypicznych symbolach, które rozpozna nawet
niewprawny czytelnik. Mówieniu o sprawach ostatecznych bez
nachalnego dydaktyzmu, ale przede wszystkim pozostawieniu
odpowiedniej ilości miejsca na refleksje odbiorcy. Autorka zaledwie
sugeruje rozwiązanie, dając możliwość indywidualnego odczytania
w zależności od potrzeb i chęci. Kostium paraboliczny i mocno
nieprzystający do powagi tematu, pozbawiony patosu język uchronił
opowieść od banału, grożącemu wszystkim, którzy odważyli się
na pisanie o relacji trwania i końca.
Czy trzeba przejść
przez własną śmierć, by zrozumieć życie? Zapewne nic nie
gwarantuje skuteczności porzucenia automatyzmu postrzegania swojego
istnienia, jak poznanie jego odwrotności. Voegel-Turenne
zapraszając nas do podróży śladami Lazarusa, skutecznie łamie
przesądy i stereotypy ostateczności, obiecuje obcowanie z Absolutem
wbrew strachowi, który towarzyszy nieznanemu. Zostawia czytelnika
ze śladami, którymi może podążyć, by odczarować swoje życie
w, jak mu się wydaje, najlepszym ze światów.
Za książkę dziękuję
wydawnictwu:
1Ch.
Voegel-Turenne, Lazarus ze świata Lambdy, Warszawa 2012, s.
55.
Musze to przeczytać!!!
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja.
OdpowiedzUsuńNaprawdę mnie zaciekawiłaś! :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja. Z chęcią sięgnę po książkę, brzmi naprawdę interesująco.
OdpowiedzUsuńNapisałaś piękną recenzję:)
OdpowiedzUsuńRecenzja super, okładka ciekawa. Taka inna. Cóż musze sobie tutuł zapisac i zobaczyć czy u mnie w bibliotece jest,.
OdpowiedzUsuńNo to plany oszczędzania spełzną na niczym - chyba muszę przeczytać tę książkę;) Opowieść-medytacja? Dla mnie jak znalazł.
OdpowiedzUsuńP.S.
Stasiuk w końcu do mnie zawitał;)
nie słyszałam o tej książce, ale brzmi intrygująco :)
OdpowiedzUsuń