„Prawda wygląda tak,
że nigdy nie zostanę lekarzem. Nawet nie próbujcie prosić mnie o
dzielenie liczb wielocyfrowych. Niewiele mogę zrobić, żeby rodzice
byli ze mnie dumni... (…) Ale – mówi dalej Rant – jeśli uda
mi się wmówić rodzicom, że niewiele można się po mnie
spodziewać i dam im powód do zamartwiania się, że źle mnie
wychowali, to wtedy zwykły fakt, że zrobię jakiejś dziewczynie
dziecko sprawi, że przyjmą to z euforią i ulgą”1.
Są dni w Middleton,
kiedy siła wiatru otwiera byle jak spakowane worki ze śmieciami i
wśród zgorszenia miejscowych gospodyń domowych rozwiesza na
okolicznych płotach girlandy zużytych kondomów i brudnych podpasek.
Jest jednak ktoś, kto potrafi wykorzystać swoje wyczulone zmysły i
odnaleźć właściciela niniejszych ozdób. To Rant, dziś już
legenda, ojciec założyciel party
crushingu, ognisko zapalne wścieklizny, która
rozprzestrzeniła się na cały kraj, podróżnik po zakrzywionych
obrzeżach czasu, twórca, marzyciel, niszczyciel, dla którego
jedno, małe życie w Middleton okazało się zdecydowanie
niewystarczające.
Dziś trzymamy przed
sobą biografię tego niezwykłego człowieka, który dał wskazówkę
milionom młodych ludzi, jak wyrwać się z ich ciasnego istnienia.
Poznajemy go w wielogłosie rozciągniętym na bliższych i dalszych
znajomych. W istocie, każdy miał coś do powiedzenia w sprawie
wielkiego Ranta Caseya. Pomiędzy zwykłym bełkotem odnajdujemy
jednak historię, w którą niejednemu trudno będzie uwierzyć.
Większość z was uzna więc pewnie, że Rant to zwykły miejscowy
łobuz, który za cel obrał sobie zniszczenie tak wielu osób jak to
tylko możliwe (co we wnikliwej analizie dzieciństwa naszego
bohatera pragną udowodnić miejscowi, przywołując jego haniebne
czyny typu: obklejanie ścian własnymi smarkami, bądź wykupienie
zapasu zwierzęcych flaków, by podrasować Dom Strachów
organizowany z okazji Halloween). Mało kto bowiem wie, że to całe
dążenie do autodestrukcji, to tylko sposób na otwarcie drzwi do
nieśmiertelności.
„Rant wystawiał się
na ukąszenie [dzikich zwierząt]. (…) Większość tutejszych
dzieciaków szukała ucieczki od rzeczywistości, tymczasem Rant
usiłował się do niej przygotować. W tych brudnych norach, pod
kamieniami, które podnosił, w tych miejscach, do których nie mógł
zajrzeć, kryła się budząca w nim paniczny lęk przyszłość.
Kiedy wkładał tam w ciemno ręce i kiedy się okazywało, że od tego
nie umiera, przestawał się bać. (…) Zaliczał pojedyncze dawki
jadu, małe, jednorazowe porcje toksyny, Rant trenował przed czymś
bardzo ważnym. Szczepił się przeciwko lękowi. Co tam przyszłość,
perspektywa koszmarnej pracy, nieudanego małżeństwa czy służby
wojskowej – wszystko to będzie czymś o niebo lepszym od kojota
ogryzającego ci nogę”2.
Świat Ranta to już nie
dobrze znana nam współczesność, ale futurystyczne nigdzie, w
którym każdy może założyć sobie sprytny moduł (do czego usilnie namawiają władze), dzięki któremu potrafi się odbierać dowolne, nagrane wcześniej przez kogoś doznania.
Ładujemy sobie na przykład erotyczny taniec ślicznej dziewczyny na
haju, dodajemy do tego pierwszy krzyk dziecka, które przed sekundą
przyszło na świat i zapach ozonu, a nasze poranki stają się od
razu bardziej strawne. Bez wychodzenia z domu można teraz przeżyć
wszystko, poczuć wszystko, sprzedać wszystko. Co z tego, że gdy
odurzenie mija, czujemy się znów małym, samotnym nikim. Zawsze
można iść na party crushing – zabawę polegającą na
celowym rozbijaniu się samochodami. Ponoć w chwili uderzenia świat
staje w miejscu. Takich doznań nie zastąpi nawet moduł senseo.
Gdzie w tym Rant i jego
na pozór niezłożona filozofia? Otóż on postanowił dokonać
niemożliwego, w sekundzie, gdy czas zwolni swój bieg, przekroczy on
jego wątpliwe granice i będzie mógł istnieć zawsze,
zwielokrotniać swą obecność w każdym pokoleniu, zgładzić
swoich przodków, albo zwyczajnie stać się bogiem. I nie byłby
dziś legendą, gdyby mu się to nie udało.
Palahniuk nie byłby
sobą, gdyby w prowokacyjnej formie nie zrywał, z tkwiącymi w nas
resztkami tabu, nie mówił o współczesności, okładając ją
tłustą warstwą sarkazmu i czarnego humoru. „Rant” to kolejna
powieść, która miesza w naszych pozornie poukładanych głowach,
odkrywając wszystkie te wątpliwe przyjemności, które oferuje nam
komercja, by uciec jak najdalej od rzeczywistości. Diagnoza jest tu
jak zwykle słodko-gorzka, a odczytanie jej wedle woli odbiorcy (tak
jak wielogłos powieści stworzonej na wzór wywiadu rzeki).
Przewrotność i tupet (zbawienie w autodestrukcji!, perfekcyjne
kontrasty prowincji i futurystycznego miasta, te wszystkie
indywidua!), inteligentnie poukrywane smaczki i spójność, pomimo
wydawać by się mogło trudnej w odbiorze formy jaką jest wywiad
rzeka, sprawiają, że „Rant” nie wyjdzie mi z głowy jeszcze
przez kilka dobrych dni. Geniusz Palahniuka potwierdzony zostaje tym
samym po raz kolejny.
Za kolejne spotkanie z
chorym światem Palahniuka dziękuję serdecznie wydawnictu:
1Ch.
Palahniuk, Rant, Warszawa 2012, s. 174.
Widzę, że autodestrukcja służąca wyższemu celowi to chyba domena Palahniuka. Świetna recenzja, na pewno postaram się przeczytać Ranta, choć nie wiem czy podołam lekturze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Czyta się łatwo i przyjemnie, choć początkowo forma może odstraszać. Polecam, dawno nie czytałam czegoś tak dobrego! :)
UsuńJuż do mnie podąża.;)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja. Myślę, że "Rant" przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńPalahniuka znam niestety tylko Fight Club, ale mam głęboką nadzieję nadrobić braki, bo widzę, że naprawdę warto sięgnąć po jego dalszą twórczość.
OdpowiedzUsuńciekawa recenzja, jednakże książka chyba jednak nie dla mnie
OdpowiedzUsuńMimo interesującej recenzji książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńrecenzja bardzo ciekawa, ale książka chyba nie dla mnie
OdpowiedzUsuńA ja nic Palahniuka nie czytałam jeszcze, ale chętnie to nadrobię, bo mam ochotę na zanurzenie się w takim "chorym świecie".
OdpowiedzUsuńniestety nie skusze się :( zapraszam także do siebie :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, wprost zachęca do przeczytania książki.
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do mnie: http://ksiazkowo-recenzjowo.blogspot.com/
Recenzja zdecydowanie warta Palahniuka. Wręcz idealnie oddaje atmosferę panującą w jego książkach. Tej konkretnej pozycji nie czytałam, ale na pewno to nadrobię.
OdpowiedzUsuńPalahniuk to klasa sama w sobie.
OdpowiedzUsuńmuszę chyba nadrobić braki, bo nie czytałam :)
OdpowiedzUsuń