poniedziałek, 16 lipca 2012

K. Gillece, Dryft


Na irlandzkie wybrzeże targane wiatrem ocean raz po raz wyrzuca wszystko co mimowolnie znalazło się kiedyś w jego odmętach. Tony śmieci, wysuszone rozgwiazdy, zwłoki niemowlęcia, zagubione części garderoby, puste muszle. Prędzej czy później odkładana w zapomnienie przeszłość wypłynie na światło dzienne. W przyrodzie nic nie ginie. Dryft uratuje przed zaginięciem raz pomyślane uczucia, każde pragnienie tlące się w skazanym na niepamięć czasie. 
 
W ten niegościnny krajobraz powraca Lara. Lata wędrówek po tętniącej kolorem Ameryce Południowej, bezcelowe przenoszenie się z miejsca na miejsce, byle więcej zobaczyć, może coś poczuć, zakończyły się tragedią. Odwróciła wzrok na gwarnym targu, jej syn zniknął z pola widzenia. Nikt nie wie gdzie jest, pewnie już nie żyje. Jeśli dziecko nie znajdzie się w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, szanse na jego znalezienie są przecież minimalne. Ojciec chłopca chyba stracił nadzieję, bo zgodnie ze swoim zwyczajem wyrusza w kolejną podróż w poszukiwaniu ukojenia. Tym razem bez Lary. Ona wraca do rodzinnej Irlandii. 

Półsenna, przepełniona smutkiem i tęsknotą zamieszkuje w rodzinnym domu, w sąsiedztwie szczęśliwej rodziny kuzynki. Mimo szczerych chęci egzystuje na granicy rzeczywistości, odurzenia i wspomnień. Przeplata pracę i odnawianie domu pustymi rozmowami z rodziną i świeżo odnowionymi kontaktami. W takim małym miasteczku czas przecież stoi w miejscu. Nic więc dziwnego, że mąż kuzynki, Christy z dnia na dzień musi coraz mocniej tłumić w sobie uczucie. Stara miłość nie rdzewieje, mawiają. Zagubiona, bezradna, piękna kobieta i niespełnione nigdy oczekiwania rozczarowanego mężczyzny w średnim wieku. Jak zwykle musi skończyć się to wielką miłością. 

Tym razem nie będzie to jednak historia o szczęściu, a ukojenie, którego wszyscy doświadczą będzie jedynie chwilowe. „Dryft” to bowiem wielowątkowa opowieść o życiu każdego z osobna, rozciągnięta pomiędzy urojeniami a brakiem, który coraz silniej znamionuje otaczającą ich rzeczywistość. Portrety ludzi nieszczęśliwych w poukładanych pozornie życiach i usilne próby jego odświeżenia, walka o odczuwanie, emocje, zmianę, kryją się pod wątłą fabułą wzajemnych relacji, które gmatwa przeszłość, niedostatecznie usunięta w cień. 

Nie dziwi więc, że ponad głównym wątkiem króluje galeria charakterystycznych postaci i ich życie wewnętrzne. Siatki powiązań, ucieczki w uczucia i próby radzenia sobie w obliczu życia, które nie zadowala chociaż powinno, bo teoretycznie nikomu z nich niewiele brakuje do szczęścia. Rekompensuje to w zasadzie słabą akcję, tkliwe wyznania i typowe sytuacje. W końcu tak banalne są wszystkie uczucia i ludzkie starania. Gillece ukazała to z całą świadomością, niezrażona możliwym zbliżeniem się do granicy kiczu.

„Dryft” nie jest prostą historią o zdradzie, jak mogłoby się wydawać. Nie jest dogłębnym portretem psychologicznym matki po stracie dziecka, urażonej żony w obliczu lekceważenia męża, w końcu niespełnionego nauczyciela-pisarza, który otrzymuje od losu szansę naprawienia złego wyboru z przeszłości. Napisana głęboko i miękko, z wielu punktów widzenia, w niedopowiedzeniach i sennych krajobrazach wiatru jest niewątpliwie opowieścią o szukaniu i palącej podskórnie potrzebie odnalezienia siebie w konfrontacji z czasem. O potrzebie ruchu do przodu powodowanej niedostatecznym odczuwaniem. Obsesji posiadania czegoś więcej, co nada wartość i cel. Co rzecz jasna nie istnieje.


Za książkę serdecznie dziękuję Oficynie Wydawniczej „Stopka”:

 oraz portalowi Sztukater:

11 komentarzy:

  1. Już jakiś czas temu zaintrygowała mnie okładka tej książki. A Twoja przeładna recenzja wywołuje we mnie wręcz palącą potrzebę przeczytania "Dryftu". Nie mam wcale pewności, że mi się spodoba, ale po prostu muszę to sprawdzić;)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm może kiedyś się skuszę na jej przeczytanie

    OdpowiedzUsuń
  3. Żeś odwaliła recenzję jak talala :D Może kiedyś przeczytam, jak skończę swój stosik. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo o książce się naczytałam, mam nadzieję, że kiedyś wpadnie w moje łapki ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka, jak dla mnie, rewelacja!

    Taki "przewracacz kartek" z wyższej półki, aż powiało świeżością. Typowe konwencje literackie ukazuje Gillece na zasadzie krzywego zwierciadła - przenikliwie do szpiku kości. Przyznam się, że spodziewałam się zupełnie innego zakończenia, ale tym lepiej - nie lubię banału. Długo, długo, długo miałam później o czym rozmyślać...

    "Dryft" kupiłam w Empiku, ale sprawdziłam, że w księgarni internetowej wydawcy jest najtaniej: http://www.stopkapress.com.pl/opis,54,178.html

    Polecam wszystkim molom książkowym :) "Dryft" po prostu trzeba przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnimi czasy raczej uderzam w inną tematykę, ale nie mówię "nie". ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Raczej nie dla mnie. Nie lubię powieści z wieloma wątkami.

    OdpowiedzUsuń
  8. Taka lektura chyba jednak nie jest dla mnie ;]
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem pod wrażeniem recenzji, chętnie będę zaglądac:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super książka, właśnie takie lubię. Polecam zarówno tym, którzy lubią lektury "lekkie i przyjemne", jak i tym, którzy gardzą badziewiem :) "Dryft" porusza refleksyjne tematy, ale nie nudzi, a przede wszystkim zaskakuje zakończeniem. Super, naprawdę super.

    Europejska Nagroda Literacka w pełni zasłużona!

    Książkę zdobyłam na Allegro.

    OdpowiedzUsuń