„Żaden żywy organizm nie może na dłuższą metę normalnie funkcjonować w warunkach absolutnego realizmu. Niektórzy utrzymują, że nawet skowronki i koniki polne miewają sny. Dom na Wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu. (…) Pomiędzy drzewami a kamieniami Domu na Wzgórzu zalegała głucha cisza, a to, co po nim chodziło, chodziło samotnie”1
Ekscentryczny
profesor zaprasza grupkę, wdawałoby się przypadkowych, osób do
wzięcia udziału w eksperymencie: zamieszkają w starym domu, by
naukowo zaobserwować zjawiska paranormalne, które mają w nim
miejsce. Motyw znany i lubiany: stare gmaszysko na odludziu,
tragiczna historia z przeszłości, a w to wszystko wepchnięci
piękni i młodzi bohaterowie, odważnie stawiający czoła złośliwym
duchom. Czy nie tak zaczyna się większość horrorów?
Jackson
nie jest w tym względzie oryginalna, choć napisana w latach 60.
historia jest ciekawą alternatywą dla fruwających flaków i ścian
ociekających krwią, które mają
zadowolić żądnych strachu czytelników.
W zamian za to tworzy
niezwykle kobiecą opowieść o miejscu naznaczonym tajemniczą
przeszłością, które opuszczone przez lata, zaczyna żyć własnym
życiem.
Duchy,
które spotkamy w
powieści nie grają jednak w niej pierwszych skrzypiec. Co prawda
mieszkańcy słyszą w nocy hałasy, czasem kątem oka widzą
umykającą postać, a drzwi prowadzące do jadalni nagle okazują
się być wejściem do składziku. Nie jest to jednak wcale straszne
i nie przykuwa uwagi czytelnika. Co mnie natomiast urzeka, to postać
jednej z bohaterek - Eleanor, którą duchy wybrały sobie na
przewodnika. Gdzieś pomiędzy jej pragnieniami i urojeniami
kształtuje się właściwa historia: naiwnej pensjonarki, która
dopiero po śmierci matki ma możliwość normalnego życia, wyrusza
do Domu na Wzgórzu, z nadzieją, że w końcu spotka ją coś, co
poruszy nią i sprawi, że całe dotychczasowe oczekiwanie nabierze
sensu. “Wszystkie podróże kończą się spotkaniem kochanków“2
mawia Eleanor, wplątując się z skomplikowaną sieć relacji z
towarzyszami eksperymentu, ucząc się kochać, nienawidzić, pożądać
i zazdrościć. Historia Eleanor dzieje się między słowami i
właściwą fabułą, w napomknieniach i opisach emocji. Autorka
subtelnie wprowadza nas w psychikę bohaterki, która z niewiadomych
przyczyn okazała się jedynym oczekiwanym mieszkańcem nawiedzonego
domu.
Cała
fabuła ciąży niespiesznie ku zakończeniu, w którym czytelnik
spodziewa się zaskakującej pointy. Ta jednak, ku mojemu
rozczarowaniu wcale nie zadziwia, a otwarte zakończenie podkreśla
tylko dziwność opowiedzianej przez Jackson historii.
Niby
horror a wcale nie straszny mam ochotę powiedzieć, po skończeniu
tej książki. Pozostało we mnie jednak uczucie niepokoju, które
autora przemyciła w powieści. Nie mogę przestać myśleć o
pikniku, który wyprawiły sobie duchy i kubku pełnym gwiazd, o
którym marzy Eleanor. Jak się okazuje nie tylko mnie to
zafascynowało, o czym może świadczyć niesamowita popularność
Nawiedzonego.
Stephan King promował Jackson jako najważniejszą obok Lovecrafta
pisarkę grozy. Od lat 60. powstało kilka filmowych wersji powieści
(w tym najlepsza z 1963 roku). Nawiązania do Nawiedzonego
możemy odnaleźć u Kinga w Lśnieniu,
czy reżyserowanej przez niego Czerwonej
róży.
Nawiedzony
Shirley Jackson to absolutna klasyka powieści o duchach, której nie
wypada nie znać. Może nie zaskakuje i nie mrozi krwi w żyłach jak
obiecuje nota na okładce, jednak w ogólnym rozrachunku wprowadza w
nastrój dziwności, który utrzymuje się jeszcze kilka chwil po
odłożeniu książki.
Nie do końca w moim typie, ale jak będę miała okazję to może po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się ze fajna ksiązka :D
OdpowiedzUsuńRecenzja brzmi bardzo zachęcająco. Uwielbiam powieści z dreszczykiem, więc na pewno sięgnę po nią przy najbliższej okazji.
OdpowiedzUsuń