Źródło |
Historie oparte na
faktach są przerażające. Udowadniają za każdym razem, że nawet
najbardziej chore wyobrażenia pisarzy nie umywają się do
rzeczywistości. Fikcja literacka ma to do siebie, że każdą
patologię czytelnik przyjmuje zupełnie lekkostrawnie i z
przymrużeniem oka. Zawsze można odłożyć książkę z poczuciem,
że poznane okropieństwa nie wyjdą spoza kartek, nie robiąc nikomu
krzywdy. Gorzej jeśli opowieść wydarzyła się naprawdę.
Jean-Claude Romand przez
blisko dwadzieścia lat żył wymyślonym przez siebie życiem.
Każdego ranka żegnał się z żoną i dziećmi, by wyruszyć do
pracy. Odjeżdżając odpowiednio daleko, parkował w ustronnym
miejscu i odczekiwał odpowiednią ilość godzin. Czasem szwendał
się po mieście, przesiadywał w obskurnych barach; zasłonięty
gazetą patrzył na cudze życie. Po czym wracał do domu i opowiadał
rodzinie zabawne anegdotki z nudnego dnia pracy wybitnego naukowca. I
tak przez całe lata. Nikt nawet nie pomyślałby, że to kłamca
wyborowy. Nikt w końcu nie podejrzewa swojego męża, że utrzymuje
całą rodzinę z pieniędzy systematycznie podbieranych z kont
bliższych i dalszych znajomych. Prawdopodobnie nic nigdy nie
wyszłoby na jaw, gdyby nie długi. Historii nie dało się ciągnąć
w nieskończoność. Ale jak powiedzieć wszystkim, że nie jest się
tym za kogo go uważają?
Presja społeczna
prowadzi czasem do działań skrajnych. Wymusza się na nas, by
ukrywać słabości, liczą się tylko najlepsi, o problemach nie
wolno mówić głośno, nie można zawieść najbliższych. Wpaja nam
się to od dzieciństwa, z każdym rokiem wierzymy w to coraz
mocniej. Jean-Claude był szczęśliwy. Nie liczyło się oczywiście,
jak czuje się on faktycznie sam ze sobą. Istotne dla niego było,
jak wygląda w oczach innych. Aprobata społeczeństwa była nagrodą
za skrzętnie ukrywane niepowodzenia. Małe kłamstwo o zdaniu
egzaminu na studiach udowodniło mu, jak łatwo można zyskać
uznanie niewielkim kosztem. Przecież kłamanie to nic trudnego.
Źródło |
Jean-Claude kochał
swoją rodzinę i nie mógł pozwolić, żeby dowiedzieli się
prawdy. Nie zniósłby takiego upokorzenia. Dlatego zamordował
wszystkich: żonę, dzieci, rodziców i psa. A potem próbował
popełnić samobójstwo. Pech chciał, że mu się nie udało i
historia powolutku wyjrzała na światło dzienne.
Carrere relacjonuje to
wszystko prawie beznamiętnym tonem. Przytacza listy, które
wymieniał z Jean-Claude'm, gdy postanowił już, że uczyni go
bohaterem swojej książki. Opisuje miejsca, w którym bohater
mieszkał, „pracował” i najczęściej bywał. Zbiera opinie
znajomych, próbuje poddać analizie psychikę oprawcy, w końcu
informuje nad o przebiegu śledztwa, wyroku i dalszych losach
Jean-Claude'a. Zgrabna historia na niecałych dwustu stronach.
Niestety to tylko wygląda
tak pięknie. Całość napisana jest bardzo nierównym stylem. O ile
fragmenty rekonstruujące życie bohatera czyta się bardzo dobrze, o
tyle reszta pozostawia wiele do życzenia. Nie do końca wiadomo, czy
miał to być dokument, czy fabularyzowana biografia mordercy.
Źródło |
Z tak ciekawego
materiału można by stworzyć arcydzieło. Zrobił się z tego
pseudo traktat o tożsamości, granicy między prawdą a kłamstwem,
wiecznej walce z samym sobą. Gdyby nie dopisek, że to historia
prawdziwa nie uwierzyłabym autorowi w ani jedno słowo.
Każdy z takich
niedowiarków jak ja może jednak wpisać nazwisko Jean-Claude
Romanda w wyszukiwarkę i spojrzeć w oczy temu łysiejącemu
mężczyźnie w średnim wieku, który odsiaduje dożywocie we
francuskim więzieniu. Każdego dnia na ulicy mijamy kilku podobnych
do niego, niczym nie wyróżniających się ludzi. Spieszą się do
pracy, albo na spóźniony obiad. Ewentualnie planują morderstwo,
które pomoże im ukryć swoje życiowe niepowodzenia.
2/6
Po takiej recenzji raczej książki nie przeczytam.;D
OdpowiedzUsuńZa to mnie bardzo zainteresowałaś tą książką! Z chęcią przeczytam, jeżeli uda mi się ją zdobyć.
OdpowiedzUsuńW Matrasie na wyprzedaży można ją kupić za kilka złotych :)
UsuńNiewiarygodna historia... Ale nie jestem pewna, czy nie wolę poszperać wśród artykułów na jej temat niż czytać 'pseudo traktat o tożsamości" ;)
OdpowiedzUsuńPierwsza część książki jest niezła, bo to po prostu zbiór materiałów o zbrodniarzu. Czyta się szybko i nawet wciąga. Gorzej zaczyna się robić, gdy autor podejmuje z nim współpracę przy tworzeniu powieści. Chociaż może i o to chodziło, Romand nawet po wyroku dorabia sobie do ideologię do każdego dnia swojego życia, co trochę nieumiejętnie ukazuje autor.
UsuńNajwyraźniej książka nie zasługuje na większe zainteresowanie, a szkoda, bo okładka wydała się naprawdę ciekawa. ;)
OdpowiedzUsuńCiepło,
Ew