środa, 18 kwietnia 2012

E. Carrere, Przeciwnik


Źródło
Historie oparte na faktach są przerażające. Udowadniają za każdym razem, że nawet najbardziej chore wyobrażenia pisarzy nie umywają się do rzeczywistości. Fikcja literacka ma to do siebie, że każdą patologię czytelnik przyjmuje zupełnie lekkostrawnie i z przymrużeniem oka. Zawsze można odłożyć książkę z poczuciem, że poznane okropieństwa nie wyjdą spoza kartek, nie robiąc nikomu krzywdy. Gorzej jeśli opowieść wydarzyła się naprawdę. 


Jean-Claude Romand przez blisko dwadzieścia lat żył wymyślonym przez siebie życiem. Każdego ranka żegnał się z żoną i dziećmi, by wyruszyć do pracy. Odjeżdżając odpowiednio daleko, parkował w ustronnym miejscu i odczekiwał odpowiednią ilość godzin. Czasem szwendał się po mieście, przesiadywał w obskurnych barach; zasłonięty gazetą patrzył na cudze życie. Po czym wracał do domu i opowiadał rodzinie zabawne anegdotki z nudnego dnia pracy wybitnego naukowca. I tak przez całe lata. Nikt nawet nie pomyślałby, że to kłamca wyborowy. Nikt w końcu nie podejrzewa swojego męża, że utrzymuje całą rodzinę z pieniędzy systematycznie podbieranych z kont bliższych i dalszych znajomych. Prawdopodobnie nic nigdy nie wyszłoby na jaw, gdyby nie długi. Historii nie dało się ciągnąć w nieskończoność. Ale jak powiedzieć wszystkim, że nie jest się tym za kogo go uważają?

Presja społeczna prowadzi czasem do działań skrajnych. Wymusza się na nas, by ukrywać słabości, liczą się tylko najlepsi, o problemach nie wolno mówić głośno, nie można zawieść najbliższych. Wpaja nam się to od dzieciństwa, z każdym rokiem wierzymy w to coraz mocniej. Jean-Claude był szczęśliwy. Nie liczyło się oczywiście, jak czuje się on faktycznie sam ze sobą. Istotne dla niego było, jak wygląda w oczach innych. Aprobata społeczeństwa była nagrodą za skrzętnie ukrywane niepowodzenia. Małe kłamstwo o zdaniu egzaminu na studiach udowodniło mu, jak łatwo można zyskać uznanie niewielkim kosztem. Przecież kłamanie to nic trudnego.

Źródło
Jean-Claude kochał swoją rodzinę i nie mógł pozwolić, żeby dowiedzieli się prawdy. Nie zniósłby takiego upokorzenia. Dlatego zamordował wszystkich: żonę, dzieci, rodziców i psa. A potem próbował popełnić samobójstwo. Pech chciał, że mu się nie udało i historia powolutku wyjrzała na światło dzienne.

Carrere relacjonuje to wszystko prawie beznamiętnym tonem. Przytacza listy, które wymieniał z Jean-Claude'm, gdy postanowił już, że uczyni go bohaterem swojej książki. Opisuje miejsca, w którym bohater mieszkał, „pracował” i najczęściej bywał. Zbiera opinie znajomych, próbuje poddać analizie psychikę oprawcy, w końcu informuje nad o przebiegu śledztwa, wyroku i dalszych losach Jean-Claude'a. Zgrabna historia na niecałych dwustu stronach.
Niestety to tylko wygląda tak pięknie. Całość napisana jest bardzo nierównym stylem. O ile fragmenty rekonstruujące życie bohatera czyta się bardzo dobrze, o tyle reszta pozostawia wiele do życzenia. Nie do końca wiadomo, czy miał to być dokument, czy fabularyzowana biografia mordercy.

Źródło
Z tak ciekawego materiału można by stworzyć arcydzieło. Zrobił się z tego pseudo traktat o tożsamości, granicy między prawdą a kłamstwem, wiecznej walce z samym sobą. Gdyby nie dopisek, że to historia prawdziwa nie uwierzyłabym autorowi w ani jedno słowo.
Każdy z takich niedowiarków jak ja może jednak wpisać nazwisko Jean-Claude Romanda w wyszukiwarkę i spojrzeć w oczy temu łysiejącemu mężczyźnie w średnim wieku, który odsiaduje dożywocie we francuskim więzieniu. Każdego dnia na ulicy mijamy kilku podobnych do niego, niczym nie wyróżniających się ludzi. Spieszą się do pracy, albo na spóźniony obiad. Ewentualnie planują morderstwo, które pomoże im ukryć swoje życiowe niepowodzenia.

2/6

6 komentarzy:

  1. Po takiej recenzji raczej książki nie przeczytam.;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Za to mnie bardzo zainteresowałaś tą książką! Z chęcią przeczytam, jeżeli uda mi się ją zdobyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Matrasie na wyprzedaży można ją kupić za kilka złotych :)

      Usuń
  3. Niewiarygodna historia... Ale nie jestem pewna, czy nie wolę poszperać wśród artykułów na jej temat niż czytać 'pseudo traktat o tożsamości" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza część książki jest niezła, bo to po prostu zbiór materiałów o zbrodniarzu. Czyta się szybko i nawet wciąga. Gorzej zaczyna się robić, gdy autor podejmuje z nim współpracę przy tworzeniu powieści. Chociaż może i o to chodziło, Romand nawet po wyroku dorabia sobie do ideologię do każdego dnia swojego życia, co trochę nieumiejętnie ukazuje autor.

      Usuń
  4. Najwyraźniej książka nie zasługuje na większe zainteresowanie, a szkoda, bo okładka wydała się naprawdę ciekawa. ;)
    Ciepło,
    Ew

    OdpowiedzUsuń