Małe francuskie
miasteczko, w którym ciągle pada deszcz. Kilka ulic na krzyż, a w
centrum kościół. Ludzie dzielą swoje życie pomiędzy niedzielną
mszą a piwem w lichej knajpie za rogiem. Poprawnie szaroburzy nie
uśmiechają się do siebie, by nie zostali posądzeni o rozwiązłą
rozrywkowość. Albo, nie daj boże, flirt. Prowincja rządzi się
własnymi prawami, regulowanymi tradycją, bogobojnością i zasadą
„co ludzie powiedzą”. Aż tu nagle pojawia się między nimi
piękna kobieta z „małą obcą”, wymyślonym królikiem i
sklepikiem, w którym produkuje najlepsze czekoladowe pyszności na
świecie. Taki skandal nie może nie obejść się szerokim echem w
tym prowincjonalnym małym mieście.
Miast schylać głowę w
wielkopostnej pokucie, mieszkańcy Lansquenet coraz częściej
zaglądają do la chocholatiere. Przyciąga
ich tajemnicza Vianne, która bezbłędnie potrafi odgadnąć, jaki
przysmak będzie najbardziej pasował do jej klienta. Choć
oficjalnie zgorszeni obcesowością młodej kobiety, która nie dość,
że posiada nieślubne dziecko, to jeszcze obnosi się ze swym
ateizmem, coraz częściej nie potrafią oprzeć się słodkiej
pokusie. Małomiasteczkowe dewotki drżą z oburzenia, widząc tę
pewną siebie i niezależną kobietę, która nie liczy się nawet z
opinią miejscowego księdza.
Jakby
tego było mało do miasta przypływają Cyganie. Za radą księdza,
sklepikarze postanawiają nie obsługiwać takiego 'elementu', coby
nie poczuli się zbyt przyjaźnie witani. Vianne, która, tak jak i
oni, całe życie spędziła w drodze, w końcu odnajduje kogoś, kto
może ją zrozumie. Rudowłosy Roux, jak wiatr zmian, który ich
otacza, przemknie przez jej życie, przywracając je na właściwe
tory.
„Stare nawyki nigdy nie znikają. Kto raz zajmował się spełnianiem pragnień, nigdy nie będzie całkowicie wolny od takich odruchów. W dodatku ten wiatr, ten wiatr zapustów jeszcze dmucha (…). Czy może nasze sny mimochodem, którejś nocy dotknęły się w pędzie?”1
Harris
wykorzystała w „Czekoladzie” jeden z najlepszych przepisów na
świetną powieść. Odrobina magii, trochę miłości i otaczający
to wszystko aromat słodkości, który wylewa się z kartek
smakowitymi nazwami i plastycznymi opisami. Choć brzmi to banalnie
powieści daleko do tego. Przeplatające się główne wątki,
opowiedziane z perspektywy Vianne oraz księdza są zaledwie wstępem
do głębi całej historii. Znana z sympatii do szkatułkowego
wikłania opowieści, autorka i tym razem tworzy zajmujące
mikroobrazy losów poszczególnych mieszkańców Lansquenet. Wszyscy
oni są wystarczająco charakterystyczni, by ich przygody nadawały
się na wstęp do kolejnej powieści. Tutaj tworzą zbieraninę „nie
wyróżniających się niczym poza swą innością”2
mieszkańców miasteczka, które dąży do schematu, bo ten
gwarantuje spokój i bezpieczeństwo.
„Czekolada”
to przede wszystkim opowieść o inności widzianej z perspektywy
buntowniczki, strażnika moralności i szeregu niepewnych własnych
przekonań osób. Zaczarowała mnie językiem i doskonałym doborem
tematu. Choć ciągle miałam przed oczyma Johnnego Deepa, który w
filmowej adaptacji wcielił się w rolę Roux'a, nie było to
szczególnie nieprzyjemne doznanie. Kontynuację przygód Vienne
możemy czytać w „Rubinowych czółenkach”. Z pierwszych stron,
które zdążyłam już przeczytać, widać wyraźną zmianę
przekonań bohaterki. Strach przed innością sprawi, że tym razem,
będzie chciała ukryć swoje tajemnicze zdolności na samotnych
ulicach Paryża.
5/6
1J.
Harris, Czekolada, Warszawa 2001
2J.
Harris, Czekolada, Warszawa 2001
Zapowiada się bardzo ciekawie. Chętnie przeczytam;)
OdpowiedzUsuńMmm widzę ciekawą nowość ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam francuskie klimaty. Książka bardzo przypadła mi do gustu - zwłaszcza jej klimat. Teraz na półce czekają "Rubinowe czółenka" tej samej autorki :)
OdpowiedzUsuńU mnie też czekają :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i bardzo mi się podobała, muszę koniecznie obejrzeć film :)
OdpowiedzUsuń"Czekoladę" czytałam z przyjemnością. Miała niepowtarzalny klimat, którego nie znalazłam w innych powieściach Harris. "Rubinowe czółenka" nie są tu wyjątkiem. A liczyłam na podobne wrażenia. Warto jednak poznać losy Vianne w całości :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, takie opinie już słyszałam, dlatego póki co nie czytam "Rubinowych..." Jeśli chodzi o Harris to nie mogę zrozumieć, jak można napisać tak dobrą powieść, jaką jest "Czekolada" i tak słabą - "Błękitnooki chłopiec", którą tu też recenzowałam.
UsuńMojej mamie się podobało, Tobie jak widzę też... Może i ja znajdę coś dla siebie...?
OdpowiedzUsuńChciałam tylko poinformować, że książka z wygranej do mnie dotarła :) Dziękuję!
OdpowiedzUsuńSuper! Cieszę się, że dotarła :)
Usuńwidziałam film jest super, ksiazke miałam ale jkakos nie potrrafiłam przetrwac, choc pewnie znowu do niej wróce
OdpowiedzUsuń