niedziela, 15 kwietnia 2012

C. Randall, Hyperversum

„Ten, kto ma odwagę walczyć w imię tego, co uważa za słuszne, zostaje naznaczony (…). To znak, który zostaje wypalony w tobie na zewnątrz i w środku i który zmienia cię na zawsze. Niełatwo przeżyć, gdy się go otrzyma... Zaczynam rozumieć, że potrzeba znacznie więcej odwagi, by go ze sobą nosić, niż by dać go sobie wypalić”1.

Gdybyś miał możliwość przeniesienia się w dowolne miejsce i czas, gdzie chciałbyś się znaleźć? Wcielić się w rolę przeciętnego mieszkańca przedwojennego Paryża, pooddychać rześkim powietrzem wiktoriańskich nocy, stać się muzą Klimta. Obserwować, jak historia dzieje się na naszych oczach, a po wszystkim odpoczywać od przygód w domowym zaciszu własnych czasów. Oczywiście, o ile powrót będzie możliwy...

Grupka amerykańskich nastolatków dzięki Hyperversum – interaktywnej grze komputerowej – ma możliwość wirtualnego zasmakowania średniowiecznego życia. Gra pozwala na włączenie się w rozgrywkę zmysłem wzroku i słuchu, a możliwość kontrolowania ruchu postaci, przy pomocy specjalnych rękawiczek sprawia, że iluzja jest na tyle wiarygodna, że pozwalała na odczucie, jakby faktycznie osobiście uczestniczyło się we wszystkich przygodach. Wpisując do programu odpowiednie parametry historyczne, bohaterowie przenoszą się na moment do XIII-wiecznej Francji, by w świecie pełnym intryg zdemaskować angielskiego szpiega, którego działalność może zaważyć o wygranej Francuzów pod Bouvines. Nagle jednak w systemie pojawia się błąd i po krótkim spięciu wszyscy lądują na średniowiecznej ziemi, bez możliwości wykorzystania trzech żyć, zanim na ekranie pojawi się napis game over.

Gdy pierwszy szok minął bohaterowie uświadomili sobie, że realia, znane do tej pory z książek, stały się ich rzeczywistością. Od tego momentu zaczyna się prawdziwa rozgrywka, której ceną jest nie już dobra zabawa, ale życie jej uczestników. Znalazłszy się w dość kłopotliwych warunkach: bez znajomości języka, obyczajów, z groźbą konfliktu zbrojnego, który wisi nad terenami wybranymi do gry, gdzie każdy niewłaściwy krok może zdradzić ich obcość i pozbawić życia, przyjaciele zrobią wszystko, by przeżyć do momentu, aż system pozwoli na powrót do XXI wieku. Autorka ani myśli oszczędzać bohaterów. Już na pierwszych stronach rozdziela drużynę na dwie grupki, które będą się szukać przez całą opowieść. Konstruuje szeregi drastycznych wypadków (ucieczki przed wojskiem, konflikt z miejscowym szeryfem, więzienia, pojedynki, przekradanie się na bezpieczne ziemie), by doprowadzić fabułę do punktu, w którym oddawszy swe losy w ręce możnego feudała, bohaterowie zaczynają w pełni egzystować w średniowiecznym świecie jako obcokrajowcy wierni królestwu Francji. Jako poddani zależni od rozkazów króla, który nie zawaha się wykorzystać ich życia według swoich planów. Nagrodzić majątkiem i piękną żoną lub wysłać na z góry przegraną wojnę.
Postaci stworzone przez Randall pomimo pewnego schematyzmu nie są całkowicie bezbarwne. W głównym bohaterze opowieści – Ianie – można śmiało się zakochać. Nie dość, że przystojny to jeszcze silny i odważny, nie zawaha się pomóc pięknej kobiecie w potrzebie, obronić słabszych towarzyszy, wbrew własnej woli wplątać się w magnacką intrygę dla dobra ogółu. Historia miłosna, której stał się bohaterem, dzięki fantastycznemu pomysłowi przekraczania granic czasu jest absolutnie niebanalna. Oprócz niego mamy możliwość obserwacji procesu dorastania jego młodszego kolegi – Daniela, który poznając trudy walki i oddania dla innych, wyrasta na kolejny wzór cnót wszelakich. Postaci kobiece są w opowieści Randall całkowicie pominięte, co tylko potwierdza średniowieczną modę na ich marginalizację. A szkoda, bo choć akcja skupia się na historii Iana, warto byłoby rozwinąć wątki wprowadzonych na wstępie kobiet. Jodie i Isabeau robią za tło, dzielnie wspierają swoich panów i pięknie wyglądają, nawet kiedy tęsknią i ciepią katusze rozstania.

Czego nie można odmówić Hyperversum to wartkiej akcji, przy której czytelnik nie ma czasu się nudzić. Chcąc nie chcąc momentami przypomina w swojej konstrukcji typowe powieści awanturnicze z całym wachlarzem charakterystycznych ucieczek, pościgów, romansów, przebieranek, walk, intryg i cudownie szczęśliwych zakończeń. Pęd akcji zwalnia momentami tylko po to, by za rogiem znów nabrać tempa. O dziwo, nie jest to tak męczące jak mogłoby się wydawać. Nie da się ukryć, Hyperversum wciąga, nawet jeśli nie jesteśmy do niego (tak jak ja) początkowo przekonani. Nie odłożymy jej, dopóki nie dowiemy się, jak zakończą się losy bohaterów.

Randall wiarygodnie kreuje średniowieczne obrazy przestrzeni i zwyczajów. Choć zastrzega, że nie jest to powieść historyczna, a fantastyczna, bez wahania można uwierzyć w jej spójną wizję minionych wieków. Oprócz silnie rozwiniętej akcji przygodowej znajduje również czas, by pouczyć czytelników. Hyperversum nie jest więc typowym romansem awanturniczym, a raczej opowieścią o odpowiedzialności (osobistej i historycznej), historią o zdolności przystosowania się jednostki do każdych warunków i okoliczności, w końcu to dzieje przyjaźni i miłości przekraczającej czas i przestrzeń, determinowanej tajemniczymi zrządzeniami losu. Wszystko zawarte we wciągającej, pełnej zwrotów akcji oprawie, która zapewni czytelnikowi długie godziny rozrywki.

4/6
1C. Randall, Hyperversum, Kraków 2011, s. 681.

Za możliwość przeczytania Hyperversum serdecznie dziękuję wydawnictwu:

6 komentarzy:

  1. Mam ogromną chęć na tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka jest fantastyczna. Jestem gdzieś w połowie jej czytania ^^
    Mam nadzieję, że szybko się pozostałe części ukażą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakończenie tej części na pewno Cię nie rozczaruje :)

      Usuń
  3. Muszę przeczytać, wiele osób się zachwyca...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszalam o tej książce i chociaż nie jestem fanką historii, postaram się przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń