AUTOR:
Julio Cortázar
TYTUŁ:
Niespodziewane stronice
WYDAWNICTWO:
Muza
LICZBA
STRON: 368
OCENA:
8/10
Jeśli istnieje twórca,
którego podziwiam bezkrytycznie niezależnie od czasu, zmian w moim
życiu, rozwoju/regresu intelektualnego, megalomanii, albo smaku na
konfiturę wiśniową w środku nocy to jest to niewątpliwie
Cortázar.
Nasz związek trwa bez mała lat osiem, podczas których przeczytałam
niemalże wszystko, co zostało wydane w języku polskim (zostawiając
sobie na deser Autonautów i pół Modelu do składania,
co by mieć, po co żyć jeszcze przez jakiś czas), zaczytałam Grę
w klasy w sposób skandaliczny, nauczyłam się podstaw
hiszpańskiego, by poczytać oryginały, stałam się jawnym wyznawcą
jego boskości i gdy już godziłam się, z myślą, że kończą mi
się możliwości wycieczek w cortazarowskie światy, pojawiły się Niespodziewane stronice.
Okazuje się bowiem, że
wujek Julio to twórcza studnia bez dna, więc po latach od jego
śmierci wciąż można trafić na dotychczas niepublikowane teksty.
Tak stało się i tym razem. Wdowa po pisarzu udostępniła zasoby
przepastnej komody z dziesiątkami szuflad, w których czaiły się
skarby: wprawki, opowiadania, wiersze, fragmenty, które nie trafiły
do powieści i wydanych już zbiorów, w końcu wszelkiego rodzaju
notatki, zapiski, czasem obejmujące jedno dziwnie brzmiące słowo,
czasem opis leniwego popołudnia. Wystarczyło wybrać co ciekawsze
teksty i sklecić w całkiem potężny tom. Wyszło jak zwykle
intertekstualnie i postmodernistycznie. Niespodziewane stronice
to bowiem Cortázar
w pełnej klasie, w quasi kolażowej formie, odczytywany na milion
sposobów, bez potrzeby stosowania się do sztywnej chronologii i
logiki, zaprasza raz jeszcze do zwiedzania swoich światów na
grzbiecie szachowego laufra.
Mimo
nierównego poziomu tekstów (wynikającego zapewne z różnic czasu
ich powstania – rozciąga się na przestrzeni 46 lat), będą
one nadal zachwycały inteligencją i językiem, który przez lata
nabierał tylko smaku. Obojętnie, czy zapętlimy się we
wspomnieniach snu, który przyśnił się niewłaściwej osobie,
zrozumiemy cierpienie wody, zmęczonej byciem cieczą, zdziwienie
strażnika, który po pytaniu kronopia nie wie, kim jest pod swoim
mundurem, czy kolejny raz powrócimy do Łukasza, Magi, Francine i
Andresa – będzie to obcowanie z tekstem błyskotliwym, wizją
świata zawsze przepuszczanego przez siebie, słowami skleconymi we
fragmenty, którym blisko do ideału.
Choć
tak daleko mi do obiektywizmu, należy pamiętać, że Niespodziewane stronice to jedna z tych pozycji, za którą
fani autora dziękują niebiosom, a cała reszta przyjmuje z lekkim
niezrozumieniem. Podzielam tu opinię Pindla – poznawanie Cortazara
należy zacząć od klasyki, łatwiejszych w odbiorze opowiadań,
trudniejszej Gry w klasy. Wtedy najnowszy zbiór traktuje się z
należytą jej ekscytacją.
Dla
mnie to jednak bezsprzecznie powrót do właściwych miejsc
(literacko i prywatnie), bo przecież: „Nie myśl, że zapomniałam.
Zdarza mi się. Jednak nie zapomina się słonej wody, pamięci ran:
to hydra o żółtych ustach. Nie ma niebezpieczeństwa, że
zabraknie ci twego miejsca w czasie, z czcią wpisane w najbardziej
lepką noc w najbardziej zapadnięte łóżko”1.
Cortazár zwyczajnie przypomina mi kim jestem.
Za
książkę dziękuję wydawnictwu:
oraz portalowi:
1J.
Cortazar, Niespodziewane stronice, Warszawa 2013, s. 329.
Przytargałam w sobotę "Niespodziewane stronice" z biblioteki (chociaż miałam zamiar kupić). Zapowiada się istna uczta :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać recenzje, w których czuć uwielbienie do autora ;D Z utworami Cortazara jeszcze się nie zapoznałem, ale będę musiał to wkrótce zrobić! :)
OdpowiedzUsuń