niedziela, 2 grudnia 2012

T. Nagai, Listy do dzieci

Lato '45 roku, wojna na Pacyfiku. Mimo serii nalotów wojsk amerykańskich Japonia nie zgadza się na bezwarunkową kapitulację. Stany rozważają desant blisko tysiąca żołnierzy, ale operacja wydaje się zbyt kosztowna. Decydują się na bardziej skuteczną alternatywę. 6 sierpnia kwadrans po 8 rano na teren Hiroszimy zostaje zrzucona bomba atomowa. Od uderzenia ginie 70-90 mln mieszkańców. 3 dni później bomba zrzucona na Nagasaki zabija kolejne 40-70 tys. osób. Jak potoczyły się losy tych, którzy przeżyli? W ciągu kolejnych 6 lat na chorobę popromienną umiera 60 tys. ludzi. 
 
Takashi Nagai w chwili wybuchu był szczęśliwym człowiekiem w średnim wieku. Jednym z tych z odpowiedzialną pracą, której poświęcają cały wolny czas, kochającą żoną i dziećmi. Wybuch pozbawił go wszystkiego: żona nie przeżywa eksplozji, on sam staje się niezdolnym do pracy inwalidą, który musi zająć się małymi dziećmi. Z czasem okazuje się, że w wyniku promieniowania zapada na białaczkę. Lekarze dają mu góra 3 lata życia.

Pierwszą myślą każdego rodzica postawionego przed faktem swojej rychłej śmierci są dzieci, które pozostaną wkrótce bez opieki. Co zrobić, kiedy nie można zapewnić im bezpieczeństwa? Jak poradzić sobie z obezwładniającą bezsilnością, którą podsyca świadomość zagrożeń czekających na nie w świecie bez niego? Nagai, chłodny naukowiec, nie może zadbać o ich dobra materialne, ale nie pozostawi ich bez dóbr duchowych. Postanawia zostawić im duchowy testament, drogowskaz do życia, w którym jego zabraknie.

„Listy do dzieci” to świadectwo miłości rodzicielskiej, która przekracza granice śmierci, ale także zapis wiary i niespotykanego altruizmu. Przekładając religię na codzienność, Nagai jest przykładem miłosierdzia (gdy mimo świadomości zagrożenia pomaga chorym) i ufności w boże zamierzenia. W obliczu tej niewyobrażalnej tragedii, zadziwiać może siła i pewność z jakość głosi prawdy wiary, która staje się dla niego jedynym pocieszeniem w chwili śmierci i nadzieją dla dzieci, pozostawionych sobie w Nagasaki, mieście sierot.

Nagai zabiera głos w imieniu dziesiątków tysięcy niewinnych, skazanych na cierpienie. W prostych słowach wyraża uczucia ludzi, których świat w jednej sekundzie przestał istnieć. Nie brakuje tu obaw i żalu, bezsilności i goryczy, jednak „Listy...” to nie wadzenie się ze światem i Bogiem, ale akceptacja, próba wybaczenia i pogodzenia się z losem, na który nie ma się wpływu. Stąd dużo miejsca poświęca się tu przejawom bezinteresowności obcych ludzi, kwestii funkcjonowania sierocińców i własnemu programowi poprawy ich działania. W tle niezmiennie pojawia się miłość do dzieci, która motywuje jego starania, a obok niej nadzieja, pokładana w przyszłych pokoleniach, które zadbają, by historia z Nagasaki nigdy więcej się nie powtórzyła. Pokoleniach silnych, bo wyrosłych na mocnych fundamentach duchowych, które zakwitną mimo czasu cierpienia, w którym przyszło im żyć.

„Liście ściętej przez Kayano gałązki rosną i wciąż kwitną na niej nowe kwiaty, a jednak będzie ona żyła jeszcze tylko kilka dni. Za to krzak pnącej róży nie obumrze, wciąż będzie rodził nowe kwiaty, rozkwitające jeden po drugim”1.


Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:

1T. Nagai, Listy do dzieci, Warszawa 2010, s. 214.

3 komentarze: