Życia Nyjana zostało
zaplanowane jeszcze przed jego urodzeniem. Przyrodzony dar magiczny
miał zapewnić mu bytowanie w ciepłym świetle Nyi. Coś jednak
poszło nie tak, kolejne próby udowadniają smutny fakt, chłopak
nie ma w sobie za grosz tajemnej mocy. W tle Popiel formuje wojsko na
kolejną wyprawę w celu odzyskania należnych mu ziem, Ulryk ugania
się za Balladyną, Goplana kusi co piękniejszych młodzieńców.
Mitologia miesza się z rzeczywistością, magia z krwawym realizmem.
Na Nyjana zwraca uwagę pradawna istota, oferując mu nowe pokłady
mocy. Wędrówka bohatera przez słowiańskie tereny mlekiem i miodem
płynące namiesza w niejednym życiorysie.
Uniwersum stworzone
przez Mrugowskiego to nic innego jak kolaż kolejnych reinterpretacji
mitologii słowiańskiej, historii, legend i literatury. Jak z tak
bogatego zaplecza stworzyć płynnie działającą czasoprzestrzeń?
Okazuje się, że nie jest to łatwe, a dobry materiał źródłowy
to nie jedyne co potrzeba, by napisać ciekawą powieść.
„Strzygonia” to
bowiem kilka fabularnie oddzielnych opowiadań połączonych
występującymi w nich postaciami. By nie było za łatwo i za
przyjemnie, autor pokusił się o wszystko co będzie uprzykrzało
lekturę: brak chronologii, stylizację, liczne wtrącenia w obcych
językach (bez tłumaczeń rzecz jasna), przewagę zdań
pojedynczych, ale przede wszystkim pokawałkowaną akcję, która
zanim zapałacie sympatią do opisywanych zdarzeń, wrzuci was w wir
zupełnie nowej przygody, by w nieokreślonym momencie powrócić do
poprzedniej, albo jeszcze innej. Wydarzenia będą zmieniać się jak
w kalejdoskopie, bohaterowie mienić przed oczami, a szczegóły
odciągać uwagę od linii fabularnej, której wątek zgubicie
niejednokrotnie.
Jeśli oczekujecie
oryginalnego potraktowania dobrze znanych źródeł, to również
możecie być lekko zawiedzeni. W „Strzygonii” pierwsze skrzypce
grają obiegowe motywy i wątki charakterystyczne dla gatunku
(biedny, poniżany przez otoczenie chłopiec, który odkrywa w sobie
niebezpieczną moc – brzmi dziwnie znajomo?). A bohaterowie, choć
z ogromnym potencjałem, wydają się zepchnięci na drugi plan,
przez akcję, która pędzi w niesłychanym tempie.
Nie oznacza to, że
„Strzygonia” jest kompletną klapą, bo nie można odmówić
uznania dla samej próby zmierzenia się z tradycją. Jak wszędzie,
są tu fragmenty lepsze i te, przy których ma się ochotę ominąć
kilka stron (nie daj Boże! Stracicie wątek dokumentnie!).
Interesująco rysuje się również fenomen obezwładniającej
senności, która dopada czytelnika, mimo tak dynamicznej akcji. W
„Strzygoni” dzieje się dużo, ale do niczego to tak naprawdę
nie prowadzi. Brak tu wstrząsającej czytelnikiem kulminacji,
niedopowiedzeń, które zachęciłby do sięgnięcia po kolejne
części sagi.
Magia, słowiańskie
bóstwa, prastare demony, kilku dzielnych wojaków... „Strzygonia”
zapowiadała się rewelacyjnie, stąd może niedosyt, bo jej
realizacja pozostawia do życzenia. Można bronić to kwestią
debiutu literackiego autora, albo arcytrudnym wyzwaniem, które przed
sobą postawił, ale po co? Fantastyka jest gatunkiem popularnym
(czyt. rozrywkowym dla mas), gdy zatęsknię za intelektualną
powieścią układanką, wrócę do postmodernistów. Tym razem coś
nie poszło, mnie mimo dobrych chęci nie urzekło.
Za książkę dziękuję
wydawnictwu:
oraz portalowi:
Mnie się bardzo podobała. Nie miałam problemu z fabułą, nie gubiłam wątków. Szalenie podobały mi się nawiązania do podań, baśni i historii. Dla mnie ta książka to historical fiction, więc wiarygodności źródeł się nie czepiam. Ale przede wszystkim język którym posługuje się autor mnie urzekł.Ja jestem na tak.
OdpowiedzUsuńJakoś nie ciągnie mnie do tej książki ;)
OdpowiedzUsuńa ja nadal nie mam zdania i jestem zdezorientowana :0
OdpowiedzUsuńCóż, widać, że fantastyka nie jest dla każdego. ;) Taka już jej specyfika... Słyszałam raczej pozytywne recenzje tej książki, ale to kwestia gustów. Co nie zmienia faktu, że bardzo zazdroszczę Ci tej książki. ;)
OdpowiedzUsuńProblem tu nie w gatunku (który znam i uwielbiam), ale w konkretnej książce ;)
Usuń