„Trawicie i wchłaniacie
życie, zmieniając je w opowieść (…). Niektóre zdarzenia
działają na was jak trucizna. Najgorsze momenty waszego życia,
chwile, o których nie chcecie opowiadać, gniją, przeżerają was
na wylot. (…) Ale istnieją też historie, które udaje wam się
przetrawić, możecie je opowiedzieć – potraficie kontrolować te
fragmenty przeszłości. (…) Macie nad nimi władzę (…). To są
historie, których możecie użyć, żeby rozśmieszyć innych ludzi,
doprowadzić ich do płaczu albo wywołać w nich obrzydzenie. (…)
Sprawić, że poczują to, co sami czuliście. (…) Zużywacie je,
aż chwila, o której mówicie, straci moc. Zostanie skonsumowana.
Strawiona. (…) W ten sposób jesteśmy w stanie zjeść całe
gówno, którym nas karmi życie”1.
Grupka przypadkowych
ludzi zapakowanych w zdezelowany autobus zmierza w nieznane. Nie
wiedzą o sobie nic ponadto, że wszyscy zgodnie postanowili odmienić
swoje życie, odciąć się od dotychczasowych obowiązków, uciec od
rzeczywistości. Zamknięci na trzy miesiące w opuszczonym teatrze,
będą mogli zająć się tylko sobą i swoim talentem, stworzyć
literackie arcydzieło.
Gdy zgasły światła i
zamknęły się ciężkie drzwi, odgradzające zgromadzenie od świata
zewnętrznego, do głosu szybko dobrały się tkwiące w ciemności
potwory. Warsztaty literackie stają się tylko pretekstem do
oderwania od dotychczasowego życia, znalezienia w „pomiędzy”, w
którym nie obowiązują żadne reguły. Z takiego zamknięcia nie
można wyjść w poprzedniej formie, stąd celem staje się
stworzenie nowej Mitologi Nas, wykreowanie siebie poprzez opowieści.
Wcześniej jednak trzeba
jeszcze raz upewnić się, że drzwi są zamknięte, a klucz
odpowiednio szybko zniszczony. Dobrze by było, gdyby niewinne
wakacje literatów zmieniły się w horror z obowiązkowym porwaniem,
uwięzieniem, torturami i niezawinioną śmiercią. To nieźle sprzeda
się po wyjściu z teatru, gdy oczy całego świata będą zwrócone
na grupkę ocalałych. Nie zaszkodzi trochę pomóc rzeczywistości,
odrąbać kilka palców, zniszczyć zapasy żywności, popsuć
ogrzewanie. Najsilniejsi przeżyją, by zgarnąć tantiemy z
hollywoodzkiego sfilmowania ich wielkiej tragedii.
Tę rzecz jasna, każdy
z bohaterów będzie potrafił opowiedzieć po swojemu. Ważne jest
złapanie dystansu do sytuacji, który banalizuje nawet największe
cierpienia. Wszystko po to, by wyrwać się z istnienia jako obiektu
i stać się „obiektywem za obiektywem za obiektywem”. Całkiem
bliskie wydaje się przy tym skojarzenie ze zwrotem
quasi-performatywnym, który będzie objawiał się w spostrzeganiu
szeregu społecznie usankcjonowanych sposobów zachowania, w obrębie
których rozgrywa się życie. A co dalej idzie świadomości, że
wszelkie ludzkie aktywności to nic innego jako wieczny performens
teatru życia, szczególnie te wzmocnione przez tradycję i normy
społeczne. Tu normy opadają, wszystko jest możliwe. Idąc tym
tropem, Palahniuk kolejny raz wyśmieje wszelkie świętości i małe
grzeszki, którymi współczesność opętuje słabych duchem,
niewinnych mieszkańców planety bólu i łez, Ziemi.
W przerwach od celowego
nadawania pobytowi w zamkniętym teatrze ostatecznego blichtru
cierpienia, bohaterowie będą stawać na scenie, by przedstawić
współtowarzyszom historię swojego życia. Prawdziwą? Przecież
prawda nie istnieje, wszystko jest opowieścią, w ciemności można
swobodnie wypowiedzieć najskrytsze pragnienia, najgłębszy wstyd,
najdziksze perwersje.
Tych ostatnich w
„Opętanych” nie zabraknie. Czytelnik musi przygotować się na
sowitą porcję abstrakcji, seksu i zgnilizny. Tradycyjny brak
dobrego smaku, poprawności politycznej i barier obyczajowych, które
trzymają na wodzy tego typu fantazje.
Czy to obłaskawianie
ciemnej strony śmiechem parodii, mówienie aż historia straci moc,
w której nas więzi (a więc autoterapia autora i kierunek dla
czytelnika), czy potwierdzenie starej prawdy, że w istocie kochamy
tragedie, bo tylko one polerują nas do jaśniejącego
człowieczeństwa? Palahniuk zwodzi i kpi, obrzydza i prowokuje i
choć kolejny raz pokazuje nic innego, jak brudy świata, których
unikamy w codziennej gonitwie myśli, robi to w fascynującej formie
i różnorodnej treści. Sympatia czytelnika jest chyba najlepszym
potwierdzeniem tezy, że uwielbiamy te wszystkie małe cierpienia...
Za wspomaganie mojej chorej fascynacji Palahniukiem dziękuję wydawnictwu:
1Ch.
Palahniuk, Opętani, Warszawa 2011, s. 447
Ha! Książka stoi już od jakiegoś czasu u mnie na półce i doczekać się nie może swoich pięciu minut. Niestety jakoś brak mi czasu, a nie chcę jej czytać pobieżnie:] Przeczytam pewnie w najbliższy weekend
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale nie czytałam jeszcze żadnej książki Palahniuka. Jednak przeglądając listę powieści, które stworzył, widzę wiele pozycji, które mogłyby przypaść mi do gustu.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś ;) na razie mam przed sobą górę książek do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńmocna rzecz! okładka też ciekawa i myślę, że warto przeczytać!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci całego cyklu :x
OdpowiedzUsuń