„Pokaż mi żałosny
emocjonalny skowyt.
Błysk.
Pokaż mi zapatrzone we
własny pępek, egocentryczne bzdury.
Pieprzyć mnie. Mam dosyć
bycia sobą. Ja piękna. Ja paskudna. Blondynka. Brunetka. Milion
pieprzonych wcieleń, które nie uwalniają mnie z pułapki bycia
sobą. (…) Wszystko, co było przed teraz, przed teraz, przed
teraz, to tylko opowieść, którą w sobie noszę. (…) Potrzebuję
nowej opowieści o tym, kim jestem. (…) Jesteśmy uczeni, żeby iść
przez życie słuszną drogą. Żeby nie popełniać błędów. Ja
myślę, że im błąd wydaje się większy, tym większa jest
szansa, że uda mi się wyrwać i zacząć prawdziwe życie. (…) W
końcu całe moje ciało jest moją opowieścią”1.
Shannon ma cały świat
u stóp, nieziemską urodę, spektakularną karierę supermodelki i
majątek ustawiający doczesność kilku jej pokoleń, kiedy za cel
obiera ją sobie psychopata z bronią. Teraz bez połowy twarzy
przemyka po szpitalnych korytarzach, zapisując zjadliwe złote myśli
na podręcznych karteczkach. Wszystko do czasu, gdy w gabinecie
logopedy spotyka Brandy Alexander, zjawiskowego transwestytę, który
zabierze ją w podróż do granic nierozsądku. W towarzystwie
królowej życia i przystojnego Alfa Romeo będą odwiedzać
wszystkie wystawne rezydencje na sprzedaż, kradnąc porozkładane po
kątach leki i szukając sensu życia, który nie istnieje.
Wybuchowy koktajl scen
nieograniczonych logiką i klasycznym następstwem czasów przeniesie
nas w obrazowanie rodem z kolorowego pisemka, gdzie obok mody, seksu
i celebrytów, znajdzie się tania sensacja, podkreślona śmiercią
i golizną. Nielinearną akcję przerwą okrzyki paparazzich, relacje
z sesji zdjęciowych, albo przebiegu operacji plastycznej. Gdzieś
pomiędzy kiczem, hałasem i pulsującym kolorem znajdzie się
rozrastająca się w niekontrolowany sposób historia exmodelki i
całej reszty towarzystwa. Palahniuk opowie ją jednak tylko po to,
by znów podkreślić jak mało znaczą o nas własne wyobrażenia.
Stąd katalog barwnych postaci okaże się pretekstem do wyśmiania
wartości tożsamości.
Nie oszczędzi nikogo:
gejów, transwestytów i nabożnych rodzin ofiar, chorych na aids i
pięknych panienek, pięknych panów, bogaczy i biedoty. Podniesie do
absurdu współczesny konsumpcjonizm, przepych i podążanie za
trendami. Wytknie hipokryzję, wyśmieje bezsens istnienia, kulturę
jako źródło cierpień. Na tę ostatnią znajdzie rewolucyjne
lekarstwo w otumanieniu bólem, głupotą i kompletnie niepotrzebnymi
pragnieniami. Wszystko, by w ogólnym rozrachunku zadziałać czystym
absurdem, podjąć próbę z góry niemożliwą do powodzenia,
wyleczyć z cierpienia cierpieniem.
Jak mantra powróci
motyw ludzi-opowieści, będących niczym więcej ponad kreowane na
zawołanie historie. Kalejdoskop co rusz wymienianych imion
bohaterów, podkreśli tylko wszechobecne kłamstwo, w które chcemy
wierzyć dla świętego spokoju. Niewidzialne potwory to w końcu to,
czego nie chcemy zobaczyć, a co uparcie ukrywa się za tiulami
woalek Shannon bez twarzy. To w istocie prosta metafora obrzydliwej
rzeczywistości, podmalowanej szminką i zapomnianej w kolejnym
narkotycznym tripie.
Jak przystało na
pierwszą powieść „Niewidzialne potwory” nie są bez wad. I nie
chodzi tu o styl, bo ten jak zwykle jest fenomenalny, ani o temat, bo
w swoim szaleństwie jest zawsze aktualny, a oskarżycielski palec
wymierzony w samo centrum grzechów świętego świata. Mając jednak
za sobą większość książek Palahniuka, pora postarać się o
ranking tych gorszych i lepszych - „Niewidzialne potwory” nie
zaskakują mimo hiperszybkich zwrotów akcji tej tragikomedii
pomyłek, nie wzbudzają emocji, fundowanych w „Opętanych”, czy
„Rancie”. Wniosek jest prosty, warto od nich zacząć, by oswoić
się z wizją rzeczywistości serwowaną przez Palahniuka. W innym
wypadku można dojść do smutnego wniosku, że nawet jego czyste
szaleństwo może się kiedyś przejeść.
PS: Ciekawostka:
Niewidzialne potwory w wersji komiksowej
Za wspieranie mojego
nałogu czytelniczego dziękuję Wydawnictwu:
1Ch.
Palahniuk, Niewidzialne potwory, Warszawa 2010, s. 174, 207.
chyba raczej to nie dla mnie książka
OdpowiedzUsuńodpuszczę więc sobie jej lekturę
Okładka zachęcająca, ale treść dla mnie zupełnie taka nie jest :)
OdpowiedzUsuńchociaż treść wydaje się być ciekawa to jednak niezbyt mnie kusi ta pozycja :(
OdpowiedzUsuńPalahniuk jest doprawdy pisarzem, którego styl ma podobnie wielu fanów jak i przeciwników. Sama stoję pomiędzy. Przeczytałam do tej pory tylko jego jedną książkę i nie wiem, co sądzić. Poza tym jedno dzieło nie świadczy o autorze, więc w dalekiej albo i bliższej przyszłości ponownie zawitam w świecie Chucka. :)
OdpowiedzUsuńKolejny raz trafiam na Twoją recenzję jakiejś książki Palahniuka i za każdym razem wzrasta moja ochota na zapoznanie się z jego twórczością. Muszę to nadrobić. :)
OdpowiedzUsuńA mnie ta pozycja skusiła ;)
OdpowiedzUsuńoj kusi, kusi...;)
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie, więc po prostu podziękuję :)
OdpowiedzUsuńA ja z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuń