sobota, 29 grudnia 2012

D. Combrzyńska-Nogala, Drewniak

Zaczyna się banalnie. Pewnego dnia Łucja uświadamia sobie, że nie wytrzyma ani chwili dłużej w związku z tym nudnym snobem, który jeszcze nie tak dawno imponował jej odpowiedzialnością i dobrym smakiem. Teraz, nie dość, że chce się z nią żenić, to jeszcze skrytykował jej wyjątkowo dizajnerskie fioletowe buty, z których zdobycia była tak dumna. W obliczu takiej sytuacji nie wypada zrobić nic innego, jak odejść z klasą. A że traf chciał, że właśnie przypadł jej w spadku po nieznanym wuju stary, drewniany dom na obrzeżach miasta, nie pozostaje nic innego jak zabrać, co się nawinie pod rękę i w te pędy wyprowadzić się do drewniaka, rozpoczynając tym samym nowy rozdział życia. Na szczęście od tej chwili nic już nie będzie typowe...

Mimo że brak luksusów Łućce nie przeszkadza, miło by było mieć na własność łazienkę. Tę jednak okupuje dziki lokator, przygarnięty przed nieodżałowanego wuja, który nie może rozstać się z ojczyzną, odwiedzaną na czas ostatnich dni życia matki i wrócić do Argentyny. Dla równego rachunku Łućka otrzymuje jednak zupełnie wyjątkowych sąsiadów: Marlenkę – emerytowaną karlicę prostytutkę, handlarza antyków o wybujałym libido i głowie uginającej się pod ciężarem dreadów – Władka, Basię, która na Wigilię zaprasza wszystkich trzech ojców swojego potomstwa, a w końcu i dwóch adoratorów: zabójczo przystojnego aktora Walerego i tajemniczego klowna o zielonych włosach. Jeśli dodać do tego jej przyjaciela: super wrażliwego dresa Balero, a w końcu ją samą (rysowniczka komiksów, fanka rosyjskiego kina drogi i dziwacznego obuwia) to wychodzi mieszanka wybuchowa.

Ta w istocie rekompensuje fabułę, która nie należy do wartkich i trzymających w napięciu. Jak autorka udowodniła jednak w „Wytwórni wód gazowanych” nie jest to konieczne, by stworzyć powieść, od której nie można się oderwać. Combrzyńska-Nogala ponownie robi to co potrafi najlepiej – snuje opowieści. Te wyrastają z siebie szkatułkowo: sięgają w daleką przeszłość, plątają ludzkie losy i wpływają na teraźniejszość. Wciągają mimo nieprawdopodobieństwa i totalnego przerysowania bohaterów, pewnej oczywistości w rozwoju akcji i niedosytu z powodu zakończenia.

Autorka ma talent do bajdurzenia o zwyczajności, wyciągania z niej zapomnianych tajemnic i odświeżania oglądu rzeczywistości. „Drewniak” to porcja magii w szarych dekoracjach zimowej biedy prowincji, przykład jak przy użyciu wyświechtanych tendencji zrobić coś oryginalnego. Balansujący na granicy banału, ni to romans, ni kryminał, ni powieść o duchach to jednak przede wszystkim kolejne autentyczne stadium ludzkich życiorysów, w których codzienność pretenduje do miana niezwykłości. Opowiedziany z humorem i dystansem, plastycznym językiem i barwnymi obrazami działa prawie tak dobrze jak tabliczka czekolady w pochmurny dzień.

Za książkę dziękuję wydawnictwu:

3 komentarze:

  1. Czytam właśnie powyższą pozycję i mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony książka przypomina mi trochę powieść Sylwii Chutnik "Kieszonkowy atlas kobiet", która bardzo mi się podobała; z drugiej zaś - irytuje mnie nieco ten dziwaczny klimat "Drewniaka", ta nietypowa oryginalność każdej postaci. Mimo wszystko jest to lektura warta uwagi i na pewno ją dokończę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna książka, dla mnie magiczna, za sprawą Łodzi, miasta moich narodzin, w którym studiowałam i spotkałam miłość mojego życia. Wspaniałe wspomnienia, cieszy mnie Twoja recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z reguły lubię powieści w których dominuje wartka, dynamiczna akcja, ale powyższa książka ma sobie jakąś magię przyciągania i zaciekawiła mnie jej oryginalność, dlatego popytam o ten tytuł w pobliskiej bibliotece i jak będą mieli, to przeczytam.

    OdpowiedzUsuń