„Świat dookoła mnie
jest w ruchu, ja jestem rezonansem tej całości. (…) Każdy z nas
jest kluczem do pewnych drzwi i z pozoru obca osoba może nam dać
kolejną wskazówkę, aby te drzwi odnaleźć. (…) Skocz w otchłań,
o której nic nie wiesz, (…) zabij swój ułożony świat, a
dowiesz się, dlaczego jesteś inny”1.
Tłum zgromadzony na
miejskim placu zacieśnia się wokół niepozornie wyglądającego
mężczyzny w średnim wieku. Zniecierpliwieni ludzie czekają na
pokaz, który wyrwie ich na moment z monotonnej codzienności i
równie szybko pozwoli do niej wrócić. Czekanie kumuluje napięcie
do momentu, gdy mężczyzna wyciąga deskę nabitą grubo ponad setką
gwoździ. A potem rzuca się na nią. Długie na palec gwoździe
przebijają jego ciało na wylot, ale nie na to czekała publiczność.
Spóźnione brawa rozlegają się w momencie, gdy mężczyzna wstaje,
a na jego ciele nie widnieje cień zranienia. Tłum z ulgą powraca
do swoich spraw.
Wiktor po latach
włóczęgi powraca do rodzinnego miasta, które opuścił po
tragicznej śmierci żony, zostawiając w nim jednocześnie
nastoletnią wówczas córkę. Droga, którą przebył wyryła się
na jego ciele i umyśle, stąd dobrze znane miejsca straszą obcością
i prowokują wspomnienia. Czas jednak zatoczył koło, być może
nadszedł odpowiedni moment, by odnowić miłość sprzed lat i
odzyskać zaufanie córki. Przede wszystkim jednak zrozumieć swoją
niezwykłą zdolność do regeneracji zranionego ciała, odnaleźć
powód, dla którego ją otrzymał, w świecie, w którym wszystko
traci na znaczeniu.
Trawnicki wrzuca
czytelnika w eklektyczną przestrzeń o mocno zachwianych granicach
fizycznej realności. Droga jako motyw przewodni szybko przechodzi od
faktu do metafory, rozgrywa się wieloplanowo w kontekstach
ucieczki-powrotu, szaleństwa-harmonii, rozszerzania świadomości
poprzez poznanie siebie w sytuacjach kryzysowych, eksperymentach z
narkotykami, ale przede wszystkim w ludziach. Całości przyświeca
przewijające się jak mantra przekonanie o celowości istnienia,
która to manifestuje się w niepozornych zdarzeniach. Tę dostrzec
możemy jedynie dzięki przekroczeniu granic codziennego bytowania w
świecie ustalonych zasad, na pozór bezpiecznym, ale zarazem
ograniczającym i kontrolującym nieświadome niczego jednostki.
Na pozór banalna
historia otwiera całe spectrum możliwości (nad)interpretacji za
sprawą rozrzuconych haseł-kluczy. Czasem z rozmowy o pogodzie
wyrasta tu bowiem traktat o wolności, z opisu codzienności –
opowieść o hipokryzji i granicach nauki, ze szczęśliwych
zakończeń podskórne napięcie, że mimo zmiany wszystko pozostało
po staremu, bo świata nie zmienimy słowem.
Mimo potencjału i
okrojonej formy powieść balansuje na granicy przegadania. Trawnicki
chciał powiedzieć o wszystkim, ale nie rozwinął niczego.
Poszczególne wątki proszą się o dopowiedzenie, bo choć to
konkretyzacja czytelnika tworzy głębię tekstu, nie może ona
wisieć w literackiej próżni, która kreuje szeregi kuszących
interpretacji, nie mających nic wspólnego z zamierzeniem autora.
Jedno jest pewne,
„Sztukmistrz” intryguje i pozostawia czytelnika z nadmiarem
myśli, generowanych przez tekst. Jeśli powstał z zamiarem
wytrącenia odbiorcy z automatyzmu postrzegania, to spełnia swoją
rolę choćby przez grę zaskoczenia. I choć nie jestem dziś pewna,
czy to ambitna próba polemiki z papką współczesności, czy bełkot
powstały w oparach haszyszu, polecam, szczególnie że dziś mało
książek pozostawia mnie z uczuciem niepokoju.
Zaintrygowała mnie postać głównego bohatera, ale książka raczej nie dla mnie. Nie przepadam za metaforami, nie lubię doszukiwać się innego znaczenia między słowami - wolę jasny przekaz, a nie bawić się w interpretację. Może w ten sposób tracę wiele wartościowych lektur, ale obawiam się, że ich po prostu nie zrozumiem. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBaaardzo zaciekawiła mnie Twoja recenzja. Nigdy nie słyszałam o tej książce, przeto tym bardziej jestem nią zaintrygowana :) Mam nadzieję, że będzie dane mi kiedyś po nią sięgnąć...
OdpowiedzUsuńIntrygująca i baardzo zachęcająca:) jak spotkam, to przygarnę!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja. Postaram się znaleźć czas dla tej książki :)
OdpowiedzUsuńNiestety ale to nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńSam tytuł brzmi ciekawie... Zresztą uwielbiam tego typu książki. Kiedy je czytam, czuję się jej głównym bohaterem, zatapiam się w słowach, i połykam literki. Czytając, nawet nie odczuwam zmęczenia. Maniactwo, oczywiście. Najwyraźniej też to masz. Miłe uczucie, prawda?
OdpowiedzUsuńMiędzy innymi, zapraszam na mojego bloga: http://sushan-blog.blogspot.com/
Pozdrawiam, Su Shan.
Wydaje się być bardzo ciekawa. Jeżeli znajdę czas to chętnie przeczytam:)
OdpowiedzUsuńCzytałam jest świetna intrygujaca ,szokujaca ,nie mozna doczekac sie co dalej.Autor dobrze odał emocje i mocny przekaz.POLECAM !!!
OdpowiedzUsuń