Senny krajobraz
prowincjonalnego Newark lat 40. w ciągu kilku chwil porzuca klimat
beztroski, odkąd nad miastem zawisła groźba epidemii polio. Wizja
kalectwa i śmierci unosi się ponad żarem dni upalnego lata.
Potencjalnie każde dziecko jest zagrożone.
Choć władze apelują o
rozsądek i zachowanie spokoju, rodzice najchętniej nie
wypuszczaliby dzieci z domów. Napięcie podsyca brak wiedzy o
przyczynach i sposobie rozprzestrzeniania się choroby. Ale przecież
trzeba żyć normalnie.
Bucky Cantor, mimo wizji
zbliżającej się katastrofy, każdego dnia prowadzi zajęcia na
miejscowym boisku sportowym. Słaby wzrok stanął mu na przeszkodzie
w spłaceniu obowiązku wobec ojczyzny – zamiast do wojska trafia
do szkoły, gdzie pełni obowiązki nauczyciela wfu. Prywatna porażka
nie przekłada się na jego kontakty z otoczeniem, jest uwielbiany
przez uczniów, a zasady odwagi i honoru, którymi posiłkuje się w
życiu, wzbudzają w nich szczery podziw i oddanie. Mimo że wszyscy
pozornie ignorują fakt choroby, ta powoli zbiera coraz większe
żniwo. Coraz więcej uczniów Cantora zapada na polio, gdy ten
otrzymuje propozycję wyjazdu do narzeczonej, poza obręb zagrożenia.
Brzmi dziwnie znajomo?
Oczywiście, kontekst „Dżumy” Camusa jest tu aż nazbyt
widoczny. Typowe, niczym nie wyróżniające się miasteczko,
bohater-everyman targany sprzecznymi uczuciami. Wychowanie w duchu
honoru i poczucie obowiązków wobec uczniów kłóci się z prywatną
potrzeba miłości spełnionej, strachem przed chorobą, ale też
samą konfrontacją z nieuniknioną wizją śmierci, która w jednej
chwili stała się powszedniością. Tak jak u Camusa pobrzmiewa tu
nuta dywagacji z Bogiem, cierpieniem i koniecznością. Bucky nie
jest jednak szlachetnym doktorem Rieux i egoizm wygrywa w nim z
powinnością. Nie spodziewa się jednak, że opuszczenie miasta nie
jest równoznaczne z odcięciem się od problemów.
Ciąg wydarzeń, w które
wplątuje się Cantor przywodzi na myśl topos winy tragicznej.
Pozornie nieznaczące sytuacje, podstawowe wybory, których trzeba
dokonać, doprowadzają do klęski bohatera. Wydawać by się mogło,
że nie ma w istocie dobrych decyzji, bo przeznaczony los musi się
dokonać w taki czy inny sposób.
Roth w oszczędnej
formie przeprowadza analizę katalogu emocji, które targają
człowiekiem w obliczu obezwładniającego niebezpieczeństwa i
związanej z nim bezsilności. Stawia w jej obliczu podstawowe
(retoryczne) pytania człowieka wątpiącego: o cel, granice i powód
cierpienia, o Boga prawodawcę nieszczęść, ale przede wszystkim o
źródło tragedii, za którą zawsze stoi personalna wina. Gorzkie
wnioski o niezbywalnym przeznaczeniu, zapisanym z góry losie,
mieszają się z poczuciem akceptowalnej bezsilności. Być może
Cantor zbyt łatwo daje się ponieść życiu, które dzieje się
samo bez jego udziału, choć z drugiej strony, w obliczu tak wielu
spraw, na które nie ma wpływu, czy pojedynczy zryw miałby jakiś
sens?
„Nemezis” to książka
o daleko idącej akceptacji losu i marności ludzkich działań.
Pozostawia poczucie niepokoju i wątpliwości. W końcu z dwojga
złego, nawet jeśli nie mamy wpływu na własny los, co nam szkodzi
próbować go zmienić. W ogólnym rozrachunku zgarniemy więcej,
nawet jeśli życie to ciąg z góry przesądzonych bolesnych
upadków.
Za książkę dziękuję
wydawnictwu:
oraz portalowi:
1P.
Roth, Nemezis, Warszawa 2012, s. 179.
zapowiada się dość ciekawie
OdpowiedzUsuńale okładka w moim odczuciu jest koszmarna..
Fajna pozycja :) Okładka rzeczywiście nie najpiękniejsza, ale z doświadczenia wiem że są 100 razy gorsze ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę się przekonać do pisarstwa tego autora. Czytałam tylko "Dziedzictwo" i tak mnie wymęczył, że postanowiłam nie czytać nic więcej co wyszło spod jego pióra:)
OdpowiedzUsuń