poniedziałek, 24 września 2012

Z. Turowska, Nasierowska. Fotobiografia

Kobiety bez względu na wiek marzą, żeby mieć zrobione przez nią zdjęcie, bo jakaś fascynująca siła piękności promieniuje z tych portretów. Nasierowska nie fotografuje niecierpliwych gestów, odruchów niechęci, grymasów, fochów, przymusowych uśmiechów. Doskonale wie i czuje, że kobieta otoczona jest nieuchwytną aurą tajemniczości, kojarzy się z przygodą, trochę awanturą, czymś niecodziennym. Nie obchodzi nas, czego nie potrafi, jakie ma problemy, czy starcza jej do pierwszego, jakie dręczą ją sny czy choroby, <<ma prawo wydawać się czarodziejska i nadnaturalna, powinna zadziwiać i urzekać, jest bóstwem, musi być pozłacana, jeśli chce być wielbiona>>”1.

Fotografia była jej pisana jeszcze przed urodzeniem. Wychowana w domu, gdzie pasja zawsze grała pierwsze skrzypce, biorąc przykład z ojca, szybko postanowiła przełożyć talent i ciężką pracę na zawód, który zapewni jej utrzymanie mimo ciężkich czasów. Choć wróżyli jej wielką przyszłość, nikt nie przypuszczał, że Nasierowska odczaruje szary komunizm. Każdy portret na okładkach czasopism jej autorstwa będzie obietnicą wyprawy w świat czystego piękna i przyjemności.

Ze strzępek rozmów, masy wspomnień, zdjęć i dokumentów Turowska tworzy biografię Zofii Nasierowskiej jako artystki, ale chyba bardziej jako człowieka. Zabierając czytelnika w podróż od dnia narodzin, z całym kolorytem odtwarza historię jej życia, które nierozerwalnie łączy się ze sztuką.

Tym sposobem możemy towarzyszyć kilkuletniej Zosi, która w studiu fotograficznym ojca, z pełną powagą wykonuje (świetne!) zdjęcia niedowierzającym klientkom. Wejść na moment w świat łódzkiej filmówki, w najlepszym jej okresie, gdy po korytarzach krążyli Polański, Morgenstern, Mierzejewski. W końcu podziwiać plejadę gwiazd, która będzie zabijać się o sesję u Nasierowskiej. Bo ten kto nie miał od niej zdjęć, w istocie nie istniał w show biznesie.

Zdjęcia Nasierowskiej działają terapeutycznie. Dodają kobietom stłamszonym trudami, szarymi dniami chęci, inspirują, aby trochę się zbliżyć do plejady pięknych twarzy. Kalina Jędrusik opowiadała, jak jedna z jej znajomych, będąc w nie najlepszej formie psychicznej, któregoś dnia zdecydowała: <<Nie, nie mogę tak dalej żyć, muszę się z tego stanu wydobyć. Przede wszystkim pójdę do Nasierowskiej i zrobię sobie nową serię zdjęć>>”2.

Na historie zamknięte w słowach, nakładają się te skryte w obrazach. Każda fotografia uruchamia lawinę wspomnień i anegdot. To jest właśnie istotą „Fotobiografii”, z którą możemy obcować dwutorowo, traktować także jako komentarz do twórczości artystki. Takie odczytanie niewątpliwie podnosi wartość dzieła Turowskiej, bo choć czyta się to wszystko z przyjemnością, nie można pozbyć się wrażenia, że pomiędzy to życiopisanie wkrada się idealizm.

„Fotobiografia” jest jedną z najpiękniej wydanych książek, które trzymałam w rękach. Choć czysty biografizm wygrywa w niej z prywatną wizją artystki tworzoną w setkach wypowiedzi bliższych i dalszych znajomych, a całość nie jest zapewne dokumentem epoki, stanowi ciekawą propozycję zebrania dorobku Nasierowskiej i umieszczenia go w kontekście oczekiwań ówczesnej publiczności. Jej sztuka broni się sama. W twarzach portretowanych kobiet pozostaje ta sama magia, która fascynowała przed laty.


Za książkę serdecznie dziękuję:


1 Z. Turowska, Nasierowska. Fotobiografia, Piaseczno 2009, s. 162-163.
2 Op.cit., s. 154.

Kup książkę:
 

4 komentarze: