W Nogradzie od dawien
dawna źle się dzieje. Nad grodem zapanował posępny spokój, który
kładzie się ciężkim znużeniem na styranych powszedniością
plecach porządnych mieszczan. Nękani postępującym dobrobytem,
leniwie rzucają obojętne spojrzenia raz to na wydekoltowaną
Jagodzinę, raz na niedoprane gacie włodarza. Odkąd ostatnia ze
złodziejskich band zeszła na dobrą drogę, a wataha rzekomych
wilków, atakujących puchate owieczki (w wyniku czego żadna z nich
nie ucierpiała) została rozpleniona (a właściwie nikt jej nie
widział na oczy), czasem ktoś ku uciesze gawiedzi wymyśla
ekscytującą sensację. Żeby było o czym gadać! Przeklęty
Nograd, ulubiony gród Peruna, „w Nogradzie było tak błogo, że
niektórych aż krew zalewała”1.
Cóż więc robić z tak
pięknie marniejącym życiem? Można na przykład wykrzesać z
siebie trochę kreatywnej energii i ułożyć chytry plan napaści na
bogatego kupca. W tym celu należy rozruszać zastane starością
kości, wykupić zastawiony przed półwieczem Podręczny Zestaw
Małego Włamywacza i grzecznie zapytać żony, gdzie schowała tę
niepozorną księgę zaklęć (gdy okaże się, że ta, nie daj Boże,
ją sprzedała, drżyjcie narody!). Brzmi niepozornie, ale staje się
to szalenie ekscytujące, gdy do dzieła zabiera się dwóch
zgryźliwych tetryków.
W galerii wybitnych
mieszkańców Nogradu takie ekscesy rzecz jasna nikogo nie dziwią,
bo zdarzają się i ciekawsze. Tu prym wiedzie niewątpliwie bogoboj
Kumar, który załamując ręce na kryzysem miejscowej niewiary
opracowuje raz po raz prezentacje szeregów nieszczęść i cudownych
uzdrowień, których ma dostępować, udowadniając tym samym siłę
wielkiego Peruna i spółki. Nowogardczyków sumienie nie rusza, ale
na szczęście Kumara nie opuszcza fantazja, stąd pomysł goni
pomysł a absurd sięga zenitu. Nie zabraknie również wątku
miłosnego. Jak możemy się spodziewać, równie ekscentrycznego.
Całe to pomieszanie z
poplątaniem w średniowiecznej scenerii okraszone jest ogromną
dawką humoru słownego i sytuacyjnego. Hybel jawnie kpi ze
wszystkich konwencji, motywów i wątków, które fan klasycznej
fantasy z łatwością rozpozna. Przejaskrawione zachowania bohaterów
i przestylizowany do granic dobrego smaku język w otoczeniu
ironicznego dystansu bawią do łez. Cały urok tkwi jednak w
podwójnym odczytaniu „Awantury” jako satyry na współczesność
i stereotypy narodowe: od standardowego narzekania (powód zawsze się
znajdzie), po głośny kryzys wiary.
Wszystko to składa się
na niebanalną pozycję gwarantującą rozrywkę na całkiem wysokim
poziomie. „Awantura na moście” zaskakuje świeżością, mimo
nawiązania do wszystkich możliwych kontekstów i jest faktycznie
zabawna, mimo (a może właśnie dlatego) że użyty komizm nie jest
zbyt wyrafinowany. Absurd wydarzeń, kpina ze wszystkich świętości
i żywe, świetnie napisane dialogi. Hybel wywraca średniowiecze do
góry nogami, efekt jest piorunujący!
Za książkę dziękuję:
Od dawna zbierałem się na tą książkę, bo słyszałem wiele dobrego i złego, więc muszę sam sprawdzić:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
he he ta książka może być naprawdę fajna ;)
OdpowiedzUsuńŚredniowiecze w książkach? Zaczynam lubić takie połączenie, więc co do tej pozycji: czemu nie? :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
brzmi całkiem obiecująco :)
OdpowiedzUsuńKsiążka bardzo fajna - polecam :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy jest to pozycja dla mnie D: ale zwątpiłam.
OdpowiedzUsuńe tam, dobre było, śmieszne przynajmniej. Nie to co Twoja Kwaśniewska:P
UsuńZapowiada się bardzo ciekawie:)
OdpowiedzUsuńCzytała, czytałam i się ubawiłam :))))
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji widzę, że to coś dla mnie, obym gdzieś trafiła :)
OdpowiedzUsuń