„Zanim matka zachorowała, często mówiła Davidowi, że historie żyją własnym życiem. Nie tak jak ludzie ani nawet jak psy i koty. Ludzie żyli bez względu na to, czy ich zauważano czy nie, psy natomiast zmuszały do zwracania na siebie uwagi, zwłaszcza jeśli dochodziły do wniosku, że nie czyni się tego w sposób zadowalający. Koty z kolei potrafiły doskonale udawać, że ludzie w ogólne nie istnieją, jeśli tylko im to odpowiadało. Z historiami było inaczej – ożywały dopiero podczas opowiadania. (…) Leżały uśpione w nadziei, że uda im się zaistnieć. Z chwilą, gdy ktoś zaczynał je czytać, mogły zacząć się zmieniać. Mogły zakiełkować w wyobraźni i przeobrazić czytelnika. Historie pragną, by je czytano. Potrzebują tego. Z tego powodu zmuszają się, by przejść ze swojego świata do naszego. Chcą, byśmy obdarzyli je życiem”1.
Każda prawdziwa bajka
zaczyna się od wielkiej tragedii. Cierpienie lub brak czegoś
sprawia, że bohater musi wyruszyć w drogę, wiedząc, że czeka go
wędrówka długa i najeżona trudnościami. Pragnienie jest jednak
silniejsze. By zdobyć upragniony cel, trzeba porzucić bezpieczny dom
i stawić czoła niebezpieczeństwu. Z tym, że w bajkach wszystko
kończy się dobrze, a gdy fabuły bajkowe nagle przenikają do
realnego świata, nikt nie może nam tego zagwarantować.
Życie Davida zmienia
się, gdy po długiej chorobie umiera jego matka. Mimo powtarzania
rytuałów, które stworzył, by utrzymać ją przy życiu, mimo
zapewnień, że wszystko będzie dobrze. Ojciec niedługo później
ponownie żeni się. Rodzina powiększa się o nowego brata Davida.
Rodzina przeprowadza się do ogromnego domu na angielskim odludziu. W
tle grzmi wojna. David nie lubi Rose, choć ta, by zyskać sympatię
chłopca udostępnia mu pokój na poddaszu, wypełniony po brzegi
książkami. Uciekając od rzeczywistości, David skrywa się w
baśniowych światach. Lekturę przerywają niespodziewane ataki,
chłopiec traci przytomność, słyszy głosy szepczących książek,
widzi dziwne postaci kręcące się po domu, między snami zmarła
matka wzywa go do siebie i błaga o ratunek. To tylko nerwy,
stwierdza ojciec...
Pewnej nocy chłopca
budzi hałas. W ogrodzie rozbił się wojskowy samolot. David ucieka,
przed wymierzoną w niego lufą karabinu i nagle trafia do bardzo
dziwnego lasu. Świat, w którym się znalazł wygląda dziwnie
znajomo. Ścieżek broni leśniczy, w tle przemykają wilki i
krasnoludki, księżyc odbija się w błyszczącej zbroi dzielnego
rycerza. Bohater jednak będzie musiał szybko porzucić złudzenia,
jeśli chce zachować życie. W tej bajce króluje krew, cierpienie i
chora walka o władzę.
Choć motyw
przepisywania i reinterpretowania klasycznych baśni jest stary i
ograny, Connolly, sięgając po historie zebrane przez Grimmów,
tworzy absolutnie nową opowieść, w której klimat magii miesza się
z wszechobecnym niebezpieczeństwem. Ma tu miejsce nie tylko
odwracanie motywów, ale ich przekształcenie, które sprawia, że
świat do którego trafiamy, mimo znamion swojskości nie jest niczym
co znaliśmy do tej pory. Właśnie za sprawą nawiązań do tekstów
kanonicznych, autor potęguje napięcie. Gdy spodziewamy się
szczęśliwego zakończenia jednego z etapów podróży, otrzymujemy
kolejną porcję makabry.
„Księga rzeczy
utraconych” to pozycja, do spotkania z którą niezbędny wydaje mi
się miękki fotel i kubek herbaty. Musimy zapewnić sobie również
cichą i spokojną przestrzeń, do której nikt nie odważy się
zbliżyć przez godziny, które spędzimy na czytaniu. Jest to bowiem
napisana pięknym językiem książka absolutnie wciągająca, której musimy dać się pochłonąć
bez reszty. Przed nami czeka otworem zupełnie nowy świat, w którym
śmierć miesza się z cudownością; wypełniony po brzegi
niebezpiecznymi przygodami i fantastycznymi stworzeniami. Mimo mojego
sceptycznego głosu „ale to wszystko już było”, tym razem mamy
do czynienia z opowieścią, w której oryginalność zapewnia
sięganie do wielkiego kosza z klasycznymi motywami. Podróż, w
którą zabiera na autor jest dzięki temu niezapomniana dla każdego
miłośnika baśni, magii i zabawy w odnajdywanie nawiązań na
różnych piętrach tekstu.
Za książkę serdecznie
dziękuję wydawnictwu
1J.
Connolly, Księga rzeczy utraconych, Warszawa 2007, s. 9.
Sam na sam z książką? To cudowne połączenie ;D
OdpowiedzUsuńPiękna okładka.;) Ale czeka na mnie zbyt dużo książek do przeczytania. Łącznie z tymi, które niedługo do mnie dotrą od Ciebie.;)
OdpowiedzUsuńBrzmi naprawdę interesująco :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, ciekawe.
OdpowiedzUsuńTy to potrafisz zainteresować czytelnika ;)
OdpowiedzUsuńHmmm, brzmi ciekawie :)
OdpowiedzUsuńOkładka raczej nie w moim stylu, ale treść już bardziej :) Zapowiada się nieźle!
OdpowiedzUsuńW sprawie okładki muszę dodać, że te wszystkie ornamenty są złote i błyszczące, co wygląda magicznie <3
OdpowiedzUsuń