sobota, 16 lutego 2013

C. Millan, Jak zostać przywódcą stada

Każdy, kto kiedykolwiek znalazł chwilę czasu, by pooglądać programy nadawane na National Geographic Channel, nie mógł nie natknąć się na „Zaklinacza psów”, w którym latynoski psi guru obiegu popularnego, z wyjątkowo białym uśmiechem w magiczny sposób znajduje lekarstwo na wszelkie psie przypadłości wychowawcze. Cesar Millan – specjalista od psich problemów, ni to behawiorysta, ni to treser za sprawą skutecznych i ekspresowych technik na oczach widzów zmieniał rozszalałe bestie w pokorne pluszaki. Nic dziwnego, że zyskał popularność. Jednak nikt, kto zna przynajmniej podstawy psiej psychologii, nie traktuje jego praktyk poważnie. Oglądając „Zaklinacza psów”, mimowolnie spinam się w sobie, na rzucane przez Millana hasła 'dominacji' i 'przywództwa w stadzie” (które nijak mają się do psów, co przyznał nawet jej twórca, Fisher!) cierpnie mi skóra, na widok stosowanych przez niego metod siłowych i ignorowania psich sygnałów uspokajających, mam ochotę zastosować te metody na nim samym. Nie jestem fanką Cesara Millana, ale mimo tego, a może właśnie z tego powodu, nie mogłam odmówić sobie zapoznania się z jego publikacjami, wszystko żeby poznać język 'wroga'.

Zadziwiające jest to, jak wychodząc od tak poprawnych przesłanek psiej psychologii, z którymi nie mogę się nie zgodzić, Millan tworzy tak sprzeczną im teorię, którą wykorzystuje w praktyce. Punkt wyjścia jest bezapelacyjnie prawidłowy: psy są naszymi lustrami, a większość ich problemów to przełożenie naszych negatywnych emocji i niekonsekwentnych zachowań. Mówiąc prosto: nie wyznaczamy żadnych zasad naszym słodkim szczeniaczkom, pozwalamy im na wszystko, bo są takie rozkoszne, a któregoś dnia, ni z tego ni z owego, wyrastają na 40 kilogramowe potwory, które przewracają nas przy powitaniu, kradną jedzenie ze stołu, a ze spaceru urządzają bieg przełajowy za ciągnikiem (pamiętacie Marleya? O nim też znajdziecie tu co nieco). Wtedy zauważamy, że mamy problem i potrzebujemy magii osób pokroju Cesara.

Ten na początek uświadomi nam, że to my jesteśmy winni, a nie psy – racja. Opowie o pojęciu energii, która ma kluczowe znaczenie w kontaktach ze zwierzętami, a dopiero później o akcesoriach, które mogą pomagać w wychowywaniu psów. Spróbuje przedstawić świat z psiej perspektywy (z czym nie do końca się zgadzam), rozwinie zależności rasy i sposobu pracy z psem. W końcu opisze podstawowe problemy wychowawcze, które najczęściej spotykał w pracy i sposoby na pozbycie się ich (z czym się prawie wcale nie zgadzam). Całość ubarwiają autentyczne historie psów, z którymi pracował, a których przypadki mogliśmy oglądać w programie telewizyjnym.

Po lekturze „Jak zostać przywódcą stada” mam skrajnie mieszane odczucia. Bo oczywiście, wszystko opisane jest łatwo i miło, z przyjemnością czyta się o tych wszystkich 'cudownie uzdrowionych' psich potworach, ale jak to ma się do rzeczywistości? Ponad pseudo dominację stawiam w kontaktach ze zwierzętami na pełne zaufanie i szkoleniowe metody pozytywne i mimo ładnych słów Millana, nie potrafię podzielać jego dążeń do zyskania szacunku zwierzęcia ponad wszystko inne. Z drugiej strony, autor zwraca uwagę na kilka istotnych kwestii, które świadomie chcemy pomijać, ubierając yorki w różowe sukieneczki i karmiąc je ze złotych miseczek – uczłowieczamy psy, nie zwracając uwagi na ich naturalne potrzeby i predyspozycje.

Polecam, choć nie do końca zgadzam się z przedstawionymi informacjami. Warto zapoznać się z innym punktem widzenia, choćby po to, by utwierdzić się we własnym – Millana warto czytać, ale tylko świadomie. „Jak zostać przywódcą stada” to nie podręcznik jak zmienić się w psiego guru i choć traktuje czasem o oczywistościach, w ogólnym rozrachunku jest wyraźnym głosem dotyczącym psiego wychowania, którego zainteresowani tematem nie mogą nie znać.

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu:

3 komentarze:

  1. Ciekawy poradnik. Ja również niedawno skończyłam czytać niemal identyczną tematykę, z której uzyskałam wiele ciekawych informacji na temat psów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jaką? Bo ja jestem mocno zainteresowana tematem;)

      Usuń
  2. Również się z Tobą zgadzam. Moim zdaniem psy najwięcej nauczą się na szkoleniach czy podobnych tresurach. Całkowicie nie rozumiem ludzi, którzy ubierają swoje "małe pociechy" i czasami dbają o nie lepiej niż o swoich pobratymców. Moim zdaniem niektórzy ludzie powinni przejrzeć na oczy. Pies to zwierzę, a nie człowiek. Pies chodzi na smyczy, sam!, a nie nosi się go w jakiejś torebce. Kropka. :)

    OdpowiedzUsuń