Źródło |
„Pewien
człowiek mieszkał w człowieku. Mówię już tylko literaturą,
powiedział podobno znienacka. Potem wywinął usta do środka i
pozwolił swojej twarzy stopniowo zniknąć”1.
Wydawnictwo
Czarne słynie z dzielenia się z nami prozą mało znaną, z
bliskiej zagranicy o egzotycznie brzmiących nazwach: Szentes,
Lublana, Jassy. Raz na jakiś czas trafiają się im cudeńka, które
niewielkim nakładem środków ruszają mocno i trafiają w sedno.
Twórczość Aglaji Veteranyi to jedno z nich. Miłośnicy dziwności,
groteski i eksperymentu, nie możecie tego nie znać.
Sama biografia tej rumuńskiej autorki wystarcza na dobrą fabułę.
Urodzona w rodzinie cyrkowców, wczesne lata spędziła przepędzana
z miejsca na miejsce. Ojciec klown i matka akrobatka, śmiech i
śmierć, to aż nazbyt perfidna kpina od losu. Zaniedbaną gdzieś
po drodze edukację uzupełnia, czytając encyklopedie, zaraz po
pracy... w fabryce czekolady. Potem zdaje do szkoły aktorskiej,
zyskuje nawet pewną popularność. Życie budowane sporym nakładem
pracy raz za razem przerywa czyjaś śmierć, ojca, ciotki,
przyjaciół. Wpisuje się to w jej twórczość, znaczy przyszłość.
Z taką biografią nie wypada zginąć inaczej niż śmiercią
samobójczą. Przed czterdziestymi urodzinami topi się w jeziorze
niedaleko swojego domu.
Uprzątnięte
morze... to zbiór tekstów, ni
to poezji, ni to prozy poetyckiej. Na ogół nie wynikają z siebie,
nie łączą w całość fabularną, brak im ciągów
przyczynowo-skutkowych i mądrego przesłania w zakończeniu.
Wszystko oscyluje na granicy absurdu, surrealistycznych skojarzeń,
nawet bełkotu. Całość tworzy makabryczny klimat. Oferuje całą
gamę odczuć: obrzydzenie, zaskoczenie, fascynację i całe litry
smutku, który wylewa się z każdej historii.
„Ten
mężczyzna był tak stary, że zwinął się nagle jak suchy liść,
na środku ulicy. Jego żona, która z nim tam była, wyjęła ze
swojej torby, jakby od dawna czekała na tę chwilę, kawałek kredy
i narysowała wokół zmarłego krąg, potem obok drugi krąg, w
którym sama się ułożyła”2.
Pisanie krótkich form
to nie lada sztuka. Autorka z upodobaniem zmienia dialogi
codzienności w mikrodziełka o niepodważalnym klimacie. Po
przeczytaniu niektórych nie wypada nawet głośno oddychać. Ciszę,
którą Aglaja robi w mojej głowie jest zastąpi żadna klasyczna
powieść. Historyjki jak z marzeń sennych sponsoruje bajeczna
wyobraźnia. Kiedy wszystko ciąży ku normalności, kilka słów
wtłacza nas znów w głębię surrealizmu. Dużo fascynacji
rozkładem ciała, fizjonomią jako taką, tożsamością o słabej
konstrukcji, dziećmi bez przeszłości i przeszłości, śmiercią
zawsze i wszędzie, w prostych gestach, tam gdzie nikt by się jej
nie spodziewał.
Większość opowieści
dzieje się w ciasnych przestrzeniach drobnomieszczańskich domów.
Liche sprzęty, brudne okna i zamknięte drzwi. Obok tego rodzinne
koneksje sięgające w metafizykę. Żywi grają w kości z umarłymi,
nie nam rozstrzygać, którzy są bardziej wiarygodni. Zabawa polega
na zaskoczeniu poprzez zamianę miejsc. Mebel staje się ojcem.
Pejzaż wnętrznościami. Lalki mają więcej tożsamości niż
ludzie. Fantazja działa na całego, obrazy jak sceny z teatralnych
spektakli, im dziwniej tym lepiej.
Do niektórych tekstów
warto wracać, szukać w nich inspiracji, przetrawiać kilkakrotnie.
Inne są zwyczajnie słabe, ratuje je klimat całości. Mam mieszane
uczucia, to nie arcydzieło, ale niewątpliwie pozycję warto znać.
Dla samej fascynacji słownych gier, żywych obrazów i odżywczej
groteski.
ocena: 4/6
1A.
Veteranyi, Ciąg dalszy, [w:] Uprzątnięte morze,
wynajęte skarpety i pani Masło, Wołowiec 2005
2A.
Veteranyi, Nagły opad śniegu, [w:] Uprzątnięte morze,
wynajęte skarpety i pani Masło, Wołowiec 2005
FALKA
FALKA
To raczej nie moje klimaty, podziękuję za tę pozycję literacką
OdpowiedzUsuńczytałam, wstrząsające...
OdpowiedzUsuń