piątek, 30 marca 2012

Aglaja Veteranyi, Uprzątnięte morze, wynajęte skarpety i pani Masło


Źródło
„Pewien człowiek mieszkał w człowieku. Mówię już tylko literaturą, powiedział podobno znienacka. Potem wywinął usta do środka i pozwolił swojej twarzy stopniowo zniknąć”1.

Wydawnictwo Czarne słynie z dzielenia się z nami prozą mało znaną, z bliskiej zagranicy o egzotycznie brzmiących nazwach: Szentes, Lublana, Jassy. Raz na jakiś czas trafiają się im cudeńka, które niewielkim nakładem środków ruszają mocno i trafiają w sedno. Twórczość Aglaji Veteranyi to jedno z nich. Miłośnicy dziwności, groteski i eksperymentu, nie możecie tego nie znać.
Sama biografia tej rumuńskiej autorki wystarcza na dobrą fabułę. Urodzona w rodzinie cyrkowców, wczesne lata spędziła przepędzana z miejsca na miejsce. Ojciec klown i matka akrobatka, śmiech i śmierć, to aż nazbyt perfidna kpina od losu. Zaniedbaną gdzieś po drodze edukację uzupełnia, czytając encyklopedie, zaraz po pracy... w fabryce czekolady. Potem zdaje do szkoły aktorskiej, zyskuje nawet pewną popularność. Życie budowane sporym nakładem pracy raz za razem przerywa czyjaś śmierć, ojca, ciotki, przyjaciół. Wpisuje się to w jej twórczość, znaczy przyszłość. Z taką biografią nie wypada zginąć inaczej niż śmiercią samobójczą. Przed czterdziestymi urodzinami topi się w jeziorze niedaleko swojego domu.
Uprzątnięte morze... to zbiór tekstów, ni to poezji, ni to prozy poetyckiej. Na ogół nie wynikają z siebie, nie łączą w całość fabularną, brak im ciągów przyczynowo-skutkowych i mądrego przesłania w zakończeniu. Wszystko oscyluje na granicy absurdu, surrealistycznych skojarzeń, nawet bełkotu. Całość tworzy makabryczny klimat. Oferuje całą gamę odczuć: obrzydzenie, zaskoczenie, fascynację i całe litry smutku, który wylewa się z każdej historii.

Ten mężczyzna był tak stary, że zwinął się nagle jak suchy liść, na środku ulicy. Jego żona, która z nim tam była, wyjęła ze swojej torby, jakby od dawna czekała na tę chwilę, kawałek kredy i narysowała wokół zmarłego krąg, potem obok drugi krąg, w którym sama się ułożyła”2.

Pisanie krótkich form to nie lada sztuka. Autorka z upodobaniem zmienia dialogi codzienności w mikrodziełka o niepodważalnym klimacie. Po przeczytaniu niektórych nie wypada nawet głośno oddychać. Ciszę, którą Aglaja robi w mojej głowie jest zastąpi żadna klasyczna powieść. Historyjki jak z marzeń sennych sponsoruje bajeczna wyobraźnia. Kiedy wszystko ciąży ku normalności, kilka słów wtłacza nas znów w głębię surrealizmu. Dużo fascynacji rozkładem ciała, fizjonomią jako taką, tożsamością o słabej konstrukcji, dziećmi bez przeszłości i przeszłości, śmiercią zawsze i wszędzie, w prostych gestach, tam gdzie nikt by się jej nie spodziewał.
Większość opowieści dzieje się w ciasnych przestrzeniach drobnomieszczańskich domów. Liche sprzęty, brudne okna i zamknięte drzwi. Obok tego rodzinne koneksje sięgające w metafizykę. Żywi grają w kości z umarłymi, nie nam rozstrzygać, którzy są bardziej wiarygodni. Zabawa polega na zaskoczeniu poprzez zamianę miejsc. Mebel staje się ojcem. Pejzaż wnętrznościami. Lalki mają więcej tożsamości niż ludzie. Fantazja działa na całego, obrazy jak sceny z teatralnych spektakli, im dziwniej tym lepiej.
Do niektórych tekstów warto wracać, szukać w nich inspiracji, przetrawiać kilkakrotnie. Inne są zwyczajnie słabe, ratuje je klimat całości. Mam mieszane uczucia, to nie arcydzieło, ale niewątpliwie pozycję warto znać. Dla samej fascynacji słownych gier, żywych obrazów i odżywczej groteski.


ocena: 4/6

1A. Veteranyi, Ciąg dalszy, [w:] Uprzątnięte morze, wynajęte skarpety i pani Masło, Wołowiec 2005
2A. Veteranyi, Nagły opad śniegu, [w:] Uprzątnięte morze, wynajęte skarpety i pani Masło, Wołowiec 2005

FALKA
 Napisane dla portalu:


2 komentarze:

  1. To raczej nie moje klimaty, podziękuję za tę pozycję literacką

    OdpowiedzUsuń
  2. czytałam, wstrząsające...

    OdpowiedzUsuń