Ilość książek jest w moim wypadku jak zwykle odwrotnie proporcjonalna do ilości wolnego czasu. Stos zaległych recenzji rośnie przez to w zastraszającym tempie, a ja zamiast zabrać się do roboty, wędruję w międzyczasie do biblioteki. Tym sposobem znów nie mogłam się oprzeć i zostawić na półce, wołających do mnie książek...
Recenzencki:
MG: absolutnie przepiękne, ilustrowane wydanie Sklepów cynamonowych Schulza
Filar: Czakry. Podróż w głąb siebie + karty
Oblicza Kultury: - Bolano, Rozmowy telefoniczne
- Foenkinos, Nasze rozstania
- Wilson, Rodzina na pokaz
- Izaguirre, I nagle stało się wczoraj
Illuminatio: - Milan, Jak zostać przywódcą stada
- Przygońska, Dotyk serca
- Frater, Gdzie żyją demony
Biblioteczny:
- z półki nowości rzuciło się na mnie W otchłani Revis
- a okładką i opisem porwało Zoo city Beukesa
- potem już standardowa wycieczka wśród półek, nie było Axelsson, ale z Serii z miotłą przyplątała się Opowieść żony, Lansens
- od L blisko już było do P, nie mogłam odmówić sobie kontynuacji wędrówki w psychozy wujcia Palahniuka i porwałam Rozbitka
- już miałam wychodzić, kiedy pomarańczową okładką zaświeciła Długa droga w dół Hornby'ego i pokonana nie mogłam jej odmówić
Wszystko to świadczy o mojej niepoczytalności, która jak się okazuje jest rodzinna, bo niedługo potem zza bibliotecznego regału wyłoniła się moja własna matka. A tam i Picoult i coś autorki Marleya i Kasia Michalak. Po co spać, kiedy można czytać...