Źródło grafiki |
„Palce u jej stóp
były z czystego szkła. Gładkiego, przejrzystego, lśniącego.
Połyskujące półksiężyce światła otaczały każdy paznokieć i
każdą fałdkę między stawami. Srebrne plamki narzuty, widziane
przez jej palce u stóp, rozmywały się w metaliczną mgiełkę.
Podeszwa pod śródstopiem też była szklana, ale ciemniejsza,
stopniowo traciła przezroczystość aż do kostki, gdzie
przechodziła w skórę: matową i cielistą, jak to skóra. A
jednak… Tych kilka centymetrów przejścia zaskoczyło go nawet
bardziej niż palce z czystego szkła. Kości materializowały się
blado pod podeszwą, potem, bliżej kostki, robiły się liliowobiałe
i dokładnie określone, osłonięte przeświecającymi więzadłami
w głębszych partiach. W zgięciu podbicia smużki krwi wisiały jak
zawijasy koloru w marmurze…”1
Ich świat rozwarstwia
się na rzeczywistość i fantazję. Opuszczony archipelag
zamieszkuje zbieranina dziwnych ludzi, las zaludniają niespotykane
zwierzęta, zabobonne historie funkcją na równi z prawami boskimi.
Każdy walczy z duchami przeszłości i melancholią, która jest
podstawą ontologiczną tej czarno białej krainy. Potrzeba czegoś
co wybarwi świat na nowo.
Tak rozpoczyna się
debiutancka powieść brytyjskiego autora, określanego „nowym
Murakamim”. Skuszona wspomnieniem ascetycznej dziwności
Japończyka, sięgnęłam po nią bez wahania. I nie zawiodłam się.
Pierwsze co rzuca się w
oczy czytelnikowi (pomijając bardzo biedne wydanie, na ekologicznym
papierze i z obrzydliwą okładką) to klimat powieści. Autor tworzy
go mimochodem, nie siląc się na zawiłe tajemnice i wartką akcję.
Podczas czytania czuje się zimny wiatr błądzący po archipelagu,
śnieg skrzypi pod stopami, parują oddechy, w lesie słyszymy trzask
pękającej gałęzi, a przecież nie wyszliśmy z domu. Wszystko
jest monochromatyczne: klimat i ludzie. W takich okolicznościach
spotykamy dwójkę głównych bohaterów: Midasa i Idę. On spędza
życie na samotnych spacerach i pstrykaniu analogowych zdjęć, ona
zjawia się w jego świecie szukając leku na swoją niezwykłą
przypadłość. Teoretycznie nie powinni się poznać. W zwykłej
historii Ida - żyjąca pełnią, pewna siebie kobieta - nie
zwróciłaby uwagi na zamkniętego w sobie mężczyznę, który
bezpiecznie czuje się jedynie za obiektywem aparatu. Ale
okoliczności sprzyjają przypadkom. A Ida jest zdesperowana i
przerażona. Przecież nie co dzień twoje stopy zamieniają się w
szkło, które niepowstrzymanie sięga coraz wyżej.
Fabuła układa się
dość leniwie i nic tu nie zaskakuje. Nie jest to jednak minusem
powieści. W niedopowiedzeniach zostaje dzięki temu odpowiednia
ilość miejsca na uczucia bohaterów i ich wzajemne relacje. A te są
tu naprawdę ciekawe. Shaw oprócz wątku romansowego wplótł w swą
powieść mikrohistorie, bazujące na retrospekcjach Midasa. Jego
toksyczna relacja z ojcem kładzie się cieniem na całe przyszłe
życie. Prowadzi do tego, że jedyną osobą, z którą potrafi
szczerze rozmawiać jest kilkuletnia dziewczynka, która raz po raz
uświadamia mu, że nawet jeśli chce kogoś pokochać, to nie ma
pojęcia jak się do tego zabrać. Pozornie nic nie znaczące wątki
z przeszłości odnajdują sens w obecnym życiu bohaterów, choć
daleko im do wytłumaczenia. Autor podchodzi do całej opowieści z
dystansem. I w tym zabiegu bardzo przypomina mi Murakamiego.
Po przeczytaniu powieści
czułam niedosyt i pewne rozczarowanie, chociaż wszystko skończyło
się tak jak przewidywałam. Może właśnie z tego powodu
chciałabym, by autor pociągnął historię o kilkadziesiąt stron
dalej. Może za bardzo polubiłam Midasa, by tak szybko się z nim
rozstawać. Nie uśmiechało mi się zostawić go na powrót w tej
chłodnej krainie, gdzie wszyscy tracąc innych, tracą po kawałku
siebie. Gdzie łatwiej spotkać mistyczne zwierzęta, niż kogoś
kogo serce nie przemieniło się jeszcze w szkło.
Ocena 4/6
1A.
Shaw, Dziewczyna o szklanych stopach, Warszawa 2009, s. 67.
PS: Jeśli kogoś zachęciłam, to polecam przeszukanie internetowych księgarni. Książkę można kupić już za 5zł !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz