środa, 15 lutego 2012

1. Janet Fitch - Pomaluj to na czarno




Źródło grafiki
Fitch, znana jako autorka jednego bestsellera, popularnego ze względu na genialną adaptację filmową, z główną rolą Michelle Pfeiffer (mowa oczywiście o Białym oleandrze), po latach zaszczyciła nas nową powieścią. Nie jest to książka świeża, nie zrobiła zawrotnej kariery jak jej poprzedniczka, nie jest nawet zaskakującym odkryciem, bo porusza tematy, o których powiedziane zostało już wszystko. Mimo tego autorka kolejny raz trafia w margines przestrzeni, gdzie można mówić o miłości i śmierci i nie trąci to kiczem, co więcej fascynuje na tyle, że zanurzam się w chory świat bohaterek Fitch po raz kolejny, choć nie jest to lektura miła, lekka i przyjemna.

Zaczyna się banalnie. Dwoje ludzi wkracza w dorosły świat bez planu na życie. Josie dziewczyna bez przeszłości i pieniędzy, która zarabia pozując jako modelka, oraz Michael – ukochany syn bogatej matki, nadwrażliwy malarz, który swoim skomplikowanym postrzeganiem, mógłby podzielić się z połową ludzkości. Niezależna ekstrawertyczka jak kolorowy ptak nagle wpada w życie Michaela i staje się dla niego wszystkim, o czym do tej pory marzył. Sny o wolności kończą się równie szybko, jak się zaczęły: sielankową miłość przerywa samobójstwo Michaela. I tu rozpoczyna się właściwa opowieść. Josie przeżywa żałobę i stara się zrozumieć motywacje ukochanego. W tle jak cień krąży jego matka, która nienawidzi dziewczyny i obwinia ją za śmierć syna. Gdzieś po drodze muszą się spotkać i dogadać (lub nie). Czas w końcu musi wyleczyć rany, a wszyscy pogodzić się ze stratą i zacząć nowe życie. Zakończenie nie będzie prawdopodobnie dobre, ale pokaże, że takie jest życie. To bardzo w stylu autorki.
Już w Białym oleandrze Fitch za cel objęła sobie ukazanie psychiki młodej kobiety w obliczu trudności dorastania. Tutaj mamy sytuację ekstremalną, bo bohaterka, która nie ma nic, nagle dostępuje ogromnego szczęścia, a potem z hukiem spada na dno. Autorka każe jej pokonać drogę ku odrodzeniu, bez nadmiernego patosu i pouczenia. Z tym, że Josie wyszła znikąd i zbyt duże jest prawdopodobieństwo, że tam właśnie znów trafi. Nie nastraja to zbyt optymistycznie, ale nie taki był cel pisarki. W kategorii realnego przedstawienia smutnego świata, jak zwykle spisuje się na szóstkę.
Interesująco rozkładają się relacje matka-syn-kobieta syna, kiedy środkowy element tej układanki nagle przestaje istnieć. Mimo wzajemnej nienawiści panie, potrzebują wzajemnego kontaktu, jako nośnika resztek ukochanego człowieka. Żadna z nich, nie chce się tym dzielić, a każda pragnie zgromadzić całość wspomnień o Michaelu na własność. W dobrej, optymistycznej powieści kobiecej, między Josie i Meredith narodziłaby się wielka przyjaźń. Na szczęście autorka nam tego oszczędza.
Pomaluj to na czarno może irytować. Depresja Josie powracająca przez setki stron, parafrazowanie wspomnieć raz już opowiedzianych, zbyt kliszowe postacie (artysta, dziewczyna znikąd i zła matka) mogą nie zachęcać do lektury. Nie jest to również powieść na leniwe popołudnie, chociaż autorka przy pisaniu nie wzniosła się na wyżyny intelektu. Nie jest nawet napisana doskonałym językiem. Mimo tego darzę ją wielkim sentymentem. Mnie urzekła. Traktuję ją trochę zbyt osobiście, a za zakończenie chciałabym Fitch zdzielić po głowie. Chociaż całość kończy się poprawnie. I daje nadzieję.
To książka o miłości i śmierci, ale wcale niebanalna. Polecam co wrażliwszym, cierpliwszym, do rozmyślania „jaki jest najlepszy rodzaj mgły”1. Do zanurzenia w dziwnych relacjach ludzi, którzy nie chcąc się znać. Do uczenia się zostawiać przeszłość za sobą.

ocena: 5/6
1J. Fitch, Pomaluj to na czarno, Warszawa 2008, s. 321.

 Recenzja napisana dla portalu:

2 komentarze:

  1. Fabuła mnie zainteresowała, więc chętnie przeczytam. Szczególnie tym zakończeniem mnie zaintrygowałaś ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię Fitch właśnie za takie smaczki ;)Fajnie, że nas odwiedziłaś.
    Pozdrawiam, Falka.

    OdpowiedzUsuń