wtorek, 17 grudnia 2013

M. Tabaczyński, Widoki na ciemność






"O czymkolwiek bym tu nie próbował pisać (…) chciałbym pisać o widoku na ciemną szarość. Widok na ciemność nie jest monotonny. W tej ciemności błyskają dwa wybauszone świecidła i sypie się zewsząd grad ognistych much. Widok na ciemność to jest widok na chaos. A widok na chaos ma w naszym świecie silny walor wszechobecności. Jeżeli z czymś warto walczyć, to może ze statycznością. (…) On, ten świat, jest chaotyczny. Świecidła, goniące nie wiadomo dokąd wiedźmy, wreszcie, grad ognistych much...*


Zakładając we wstępie pisanie wbrew statyczności z jaką objawia się powierzchowna warstwa rzeczywistości, Tabaczyński otwiera przed sobą przestrzeń złożoną z niewypowiedzianego (niezauważalnego, albo zwyczajnie pomijanego w codziennym oglądzie świata). Mamy więc podmiot obserwujący, ciało odczuwające i zapisujące owe doznania, kontra rzeczywistość wyraźnie rozdzielającą się na dwie strefy. Po pierwsze mitycznego dzieciństwa. Po drugie nadmiernej całej reszty. Na nie z kolei kładą się klasyczne bieguny wartościowania: ciało i duch, użyte jednak w nowej konfiguracji.

Dla formalności należy dodać, że „Widoki na ciemność” to zbiór eseistyczny, tematycznie szeroki i na pierwszy rzut oka, zupełnie przypadkowy. Obok wspomnień z dzieciństwa znalazło się tu miejsce dla szkiców o Brechcie, komedii romantycznej, dekonstrukcji spamu erotycznego, w końcu adoracji maszyny do pisania. Wszystko bogate intertekstualnie: od Barthes'a po Muminki, językowo poprawne i przyjemne w odbiorze. Na dodatek okazać się może, że każdy z elementów zbioru znajduje się na właściwym miejscu, bo trzeba być niezłym ignorantem, by nie zauważyć słów kluczy, które raz po raz powracają w tekstach.

Wspomniane zwielokrotnione dychotomie, według których dzieli się rzeczywistość podmiotu, przebiegają klasycznym podziałem: dzieciństwo-dorosłość, cielesność-duchowość. Tym razem jednak w miejsce negowanego ciała wpisuje się abstrakcja. Charakterystyczna dla dzieciństwa namacalność łączy się ze wspomnieniami doświadczeń czysto fizycznych: zapach drewna w starym maglu, widok kurzu wirującego w świetle przekazują minimum treści a zaskakują intensywnością.

 Dzieciństwo staje się przestrzenią wypełnioną obrazami i czynnościami. W odróżnieniu od dorosłości: gęstej od rzeczy, przepełnionej przedmiotami i faktami, które w natłoku zacierają się i tracą na znaczeniu, są rozmyte, abstrakcyjnie bezsensowne, nieważne. Jedyną szansą na zbliżenie się do niej ma dać język.

Nazywanie, a więc namacalne ustanawianie istnienia, ma umocnić nowy świat, w którym jedynym aktem społecznego rytuału są zakupy, a wspomnienia są bardziej materialne niż rzeczywistość dziejąca się za rogiem. Ratunek w języku jest przede wszystkim ratunkiem samego aktu pisania: wspomnienie maszyny do pisania, zapisującej słowa w chwili ich tworzenia, staje się szansą na zachowanie namacalności. Ciało kontra oderwanie od niego, doświadczanie rzeczywistości poprzez ciało kontra szum informacyjny, prawda kontra epidemia sztuczności. Jest diagnoza, może nawet i wyjście ewakuacyjne. To jednak okazuje się zajęciem wstydliwym i niegodnym, kto to widział pisać o pisaniu.

„Widoki na ciemność” nie są zbiorem oczywistym, a próba jednoznacznej (nad)interpretacji wydaje się w ich wypadku nie tyle szkodliwa, co niemożliwa. Pamiętając, że ciemność jest pulsującym chaosem, o tyle strasznym co interesującym, warto spojrzeć na nią przez pryzmat Tabaczyńskiego. Okazuje się niespodziewanie, że ma on „ten sam widok – co ja, na ciemność”. Co nastraja całkiem melancholijnie**.


*M. Tanaczyński, Widoki na ciemność, Wrocław 2013, s. 5-6.
**T.Bernhard z motta do „Widoków na ciemoność”

Za książkę dziękuję wydawnictwu 

 oraz portalowi


2 komentarze:

  1. Pamiętam, jak Wito to czytał i mówił "takie to, o maszynie do pisania i jakby Schulz" i miał rację;) A Ty interpretacją zniszczyłaś wszechświat!

    OdpowiedzUsuń
  2. Upraszczasz Loup i hiperbolizujesz, ot co!

    OdpowiedzUsuń