"O czymkolwiek bym tu nie próbował pisać (…) chciałbym pisać o widoku na ciemną szarość. Widok na ciemność nie jest monotonny. W tej ciemności błyskają dwa wybauszone świecidła i sypie się zewsząd grad ognistych much. Widok na ciemność to jest widok na chaos. A widok na chaos ma w naszym świecie silny walor wszechobecności. Jeżeli z czymś warto walczyć, to może ze statycznością. (…) On, ten świat, jest chaotyczny. Świecidła, goniące nie wiadomo dokąd wiedźmy, wreszcie, grad ognistych much...*
Zakładając we wstępie
pisanie wbrew statyczności z jaką objawia się powierzchowna
warstwa rzeczywistości, Tabaczyński otwiera przed sobą przestrzeń
złożoną z niewypowiedzianego (niezauważalnego, albo zwyczajnie
pomijanego w codziennym oglądzie świata). Mamy więc podmiot
obserwujący, ciało odczuwające i zapisujące owe doznania, kontra
rzeczywistość wyraźnie rozdzielającą się na dwie strefy. Po
pierwsze mitycznego dzieciństwa. Po drugie nadmiernej całej reszty.
Na nie z kolei kładą się klasyczne bieguny wartościowania: ciało
i duch, użyte jednak w nowej konfiguracji.
Dla formalności należy
dodać, że „Widoki na ciemność” to zbiór eseistyczny,
tematycznie szeroki i na pierwszy rzut oka, zupełnie przypadkowy.
Obok wspomnień z dzieciństwa znalazło się tu miejsce dla szkiców
o Brechcie, komedii romantycznej, dekonstrukcji spamu erotycznego, w
końcu adoracji maszyny do pisania. Wszystko bogate
intertekstualnie: od Barthes'a po Muminki, językowo poprawne i
przyjemne w odbiorze. Na dodatek okazać się może, że każdy z
elementów zbioru znajduje się na właściwym miejscu, bo trzeba być
niezłym ignorantem, by nie zauważyć słów kluczy, które raz po
raz powracają w tekstach.
Wspomniane zwielokrotnione dychotomie, według których dzieli się rzeczywistość podmiotu, przebiegają klasycznym podziałem: dzieciństwo-dorosłość, cielesność-duchowość. Tym razem jednak w miejsce negowanego ciała wpisuje się abstrakcja. Charakterystyczna dla dzieciństwa namacalność łączy się ze wspomnieniami doświadczeń czysto fizycznych: zapach drewna w starym maglu, widok kurzu wirującego w świetle przekazują minimum treści a zaskakują intensywnością. |
Dzieciństwo staje się przestrzenią
wypełnioną obrazami i czynnościami. W odróżnieniu od dorosłości:
gęstej od rzeczy, przepełnionej przedmiotami i faktami, które w
natłoku zacierają się i tracą na znaczeniu, są rozmyte,
abstrakcyjnie bezsensowne, nieważne. Jedyną szansą na zbliżenie
się do niej ma dać język.
Nazywanie, a więc
namacalne ustanawianie istnienia, ma umocnić nowy świat, w którym
jedynym aktem społecznego rytuału są zakupy, a wspomnienia są
bardziej materialne niż rzeczywistość dziejąca się za rogiem.
Ratunek w języku jest przede wszystkim ratunkiem samego aktu
pisania: wspomnienie maszyny do pisania, zapisującej słowa w chwili
ich tworzenia, staje się szansą na zachowanie namacalności. Ciało
kontra oderwanie od niego, doświadczanie rzeczywistości poprzez
ciało kontra szum informacyjny, prawda kontra epidemia sztuczności.
Jest diagnoza, może nawet i wyjście ewakuacyjne. To jednak okazuje
się zajęciem wstydliwym i niegodnym, kto to widział pisać o
pisaniu.
„Widoki na ciemność”
nie są zbiorem oczywistym, a próba jednoznacznej (nad)interpretacji
wydaje się w ich wypadku nie tyle szkodliwa, co niemożliwa.
Pamiętając, że ciemność jest pulsującym chaosem, o tyle
strasznym co interesującym, warto spojrzeć na nią przez pryzmat
Tabaczyńskiego. Okazuje się niespodziewanie, że ma on „ten sam
widok – co ja, na ciemność”. Co nastraja całkiem
melancholijnie**.
|
*M. Tanaczyński, Widoki
na ciemność, Wrocław 2013, s. 5-6.
**T.Bernhard z motta do
„Widoków na ciemoność”
Za książkę dziękuję
wydawnictwu
oraz portalowi
Pamiętam, jak Wito to czytał i mówił "takie to, o maszynie do pisania i jakby Schulz" i miał rację;) A Ty interpretacją zniszczyłaś wszechświat!
OdpowiedzUsuńUpraszczasz Loup i hiperbolizujesz, ot co!
OdpowiedzUsuń