AUTOR: Gina Damico
TYTUŁ: Zgon
WYDAWNICTWO: Fabryka Słów
LICZBA
STRON: 405
OCENA:
6,5/10
Ostatnich tygodni z życia
szesnastoletniej Lex nie możnaby nazwać najlepszymi. Letnie wakacje
za pasem, a ona kolejny raz cudem uniknęła zawieszenia za pobicie
kolejnej osoby w szkole. Rodzicom kończą się pomysły, jak
okiełznać agresywną nastolatkę. Ostatnią deską ratunku wydaje
się zaproszenie wuja Morta. Mała wieś, której próżno szukać na
mapach i ciężka praca na farmie, mają przypomnieć Lex, jakim
cudownym dzieckiem była jeszcze nie tak dawno. Mimo oczywistych
sprzeciwów, nastolatka trafia pod opiekę wuja. Na odciętej od
świata prowincji czeka ją sporo pracy, nie jednak takiej, jakiej
mogłaby się kiedykolwiek spodziewać...
Zgon – wieś pośrodku
niczego, zaskakuje Lex od samego początku. O ile, widzenie
kolorowych światełek wprawia ją w lekką konsternację, o tyle
obowiązki, które przewidział dla niej Mort, wydają się być
chorym snem szaleńca. Po krótkim wstępie, wujek wyjawia bowiem
prawdziwy powód przyjazdu nastolatki i wręcza jej w prezencie...
kosę. Lex zamiast doić krowy ma bowiem... zabijać śmiertelników.
Kontynuując rodzinną tradycję, ma stać się mrocznym kosiarzem,
którego zadaniem jest przeprowadzanie dusz na drugą stronę.
Jakby tego było mało,
nie będzie tego robić w pojedynkę. W komplecie do kosy dostaje
partnera – irytującego Driggsa, z którym od samego początku
będzie systematycznie podbijać sobie oczy, a później, co
przewidywalne, romantycznie trzymać się za rączki. I choć bycie
Kosiarzem, wydaje się pracą marzeń, na drodze do chwały szybko
zaczynają piętrzyć się trudności. Z jednej strony oryginalne
talenty Lex, z drugiej plaga dziwnych morderstw, na które coraz
częściej natykają się Kosiarze...
Ten całkiem oryginalny
pomysł, który Damico przedstawia w „Zgonie” broni się nawet
wykonaniem. Napisany zupełnie prostym językiem, z przewagą
czarnego humoru i szczypty sarkazmu, okazuje się być zupełnie
wciągającą powieścią, którą z przyjemnością można wciągnąć
za jednym posiedzeniem. Mimo sporej przewidywalności w rozwiązywaniu
wątków, momentami słabej motywacji i lekko wymuszonych dialogów,
„Zgon” niewątpliwie wciąga i trudno się od niego oderwać.
Choć nie zabrakło tu
potknięć, „Zgon” traktowany jako debiut pisarski, broni się
lekkością stylu i całkiem przemyślaną konstrukcją całości.
Pomyślany jako wstęp do historii Lex, którą można rozpisać na
jeszcze kilka części, wykorzystuje potencjał pomysłu i kończy
się w odpowiednim momencie. W samą porę, by zostawić czytelnika
chorego z ciekawości co było dalej. Jakże typowe...
Jeśli by włożyć do
garnka Posępnego Kosiarza Monty Pythonów, hałaśliwą muzykę,
Edgara Alena Poe przemykającego w tle z krukiem i godną mu
depresją, irytujących nastolatków i szczyptę humoru, istnieje
duża szansa, że wyszłaby z tego mieszanka wybuchowa w konwencji
„Zgonu”. Idealne na okolice Halloween, odczarowanie śmierci i
zabawa utartymi motywami. Niewymagające, ale jakże przyjemne.
Jestem bardzo ciekawe tej lektury, a po Twojej recenzji mam pewność, że będę zadowolna
OdpowiedzUsuńJa niestety tej pewności nie mam, chyba nie dla mnie, za dużo... właściwie wszystkiego ;-)
OdpowiedzUsuń