AUTOR:Emmanuell Carrere
TYTUŁ: Wąsy
WYDAWNICTWO: Wyd. Literackie
LICZBA
STRON: 208
OCENA:
6/10
„ - Co byś
powiedziała, gdybym zgolił wąsa?
Agnes (…) zaśmiała
się lekko (…) - Tu byłby dobry pomył. (…)
A gdyby tak ją zaskoczył
i naprawdę zgolił wąs? (…) Raczej nie potraktowała tego zamiaru
poważnie (…). Podobał się jej w wąsem, sobie zresztą też,
jakkolwiek odzwyczaił się od własnego widoku bez zarostu (…)
Jeśli nowa twarz mu się nie spodoba, zawsze będzie mógł z
powrotem zapuścić wąs. (…) Zaśmiał się bezgłośnie, jak
dzieciak, który szykuje złośliwego psikusa, po czym wyciągnął
rękę i sięgnął po nożyczki”*
Zaczyna się od
niewinnego żartu. Pewnego wieczoru Marc decyduje się zgolić wąsy,
które po latach goszczenia na jego twarzy, zdążyły stać się
stałym elementem wyglądu. Jak wielkie musiało być jego
zdziwienie, kiedy żona zdaje się niczego nie zauważać. A zaraz
potem wszyscy, których zna, zgodnie twierdzą, że feralnych wąsów
nigdy nie było...
Początkowe zdziwienie
bohatera szybko zmienia się w irytację. Znajomi umówili się, żeby
splatać mu dowcip? Żona popadła w obłęd i przekonała
wszystkich, by potwierdzali jej wersję? A może to on, z dnia na
dzień przestał być szanowanym obywatelem Paryża, przeciętnym
architektem, umilającym nudnawy żywot wizytą u przyjaciół, albo
obiadem u rodziców, a stał się potencjalnym kandydatem na pacjenta
oddziału zamkniętego? Wąsy to bowiem nie wszystko, z ich utratą
całe życie Marca wywraca się do góry nogami – znikają fakty z
przeszłości, nie ma już nic pewnego.
Skonstruowana na banalnym
pomyśle, debiutancka powieść Carrere, dzięki zawrotnemu tempu i
delirycznemu rytmowi wrzuca czytelnika wprost do umysłu szaleńca.
Choć przewidywalna i utrzymana w konwencji ni to komedii pomyłek,
ni sennego koszmaru, który zdaje się nie mieć końca, szybko
opętuje odbiorcę, przyciąga językiem i konstrukcją tekstu.
Jeśli rozpatrywać
„Wąsy” jako wprawkę literacką początkującego pisarza to
zaskoczy precyzją i konsekwencją w wyborze metody realizacji,
podkreślającej fabułę. Ponad treścią, którą zamknąć można
w kilku zdaniach, kładzie się prędkość szaleństwa rozwijającego
się raz to w umyśle bohatera, raz w świecie zewnętrznym. To
klasyczna jazda bez trzymanki, a my możemy się tylko zastanawiać,
czy to świat sypie się w posadach, czy znów daliśmy się oszukać
i przyjęliśmy monolog wariata, za jedyną słuszną prawdę.
Późniejszy „Przeciwnik”
Carrere na tle „Wąsów” wypada blado, ale wskazuje kierunek,
który doprowadzi go do „Limanowa” - literatury faktu. W takim
kontekście „Wąsy” wydają się być 'wypadkiem przy pracy', grą
z groteską i czarnym humorem, inspiracją Toporem (vide: Chimeryczny
lokator) – nawet jeśli wypadkiem to całkiem zabawnym i wartym
uwagi.
Od absurdu do makabry –
gdyby zebrać wszystkie chwyty z podręcznika kreatywnego pisania
groteskowych opowiastek, do prozaicznego problemu dodać niezbyt
wyraziste postacie, a akcję rozrzucić od Paryża do Hongkongu
wyszedł by zarys Wąsów jak się patrzy. Pamiętając jednak, że
całość skupia się na stylu, zyskujemy nową jakość. Bo choć
forma przerasta treść, robi to w słusznym celu, a niedomówienie,
z którym pozostawia nas autor, przekonuje, że w „Wąsach” owe
wąsy są najmniej istotne.
Całkiem ciekawie jak dla mnie to się prezentuje. Właściwie nie sądziłem, że ta książka będzie mnie w stanie zaciekawić, ale jednak ta forma (mimo, że przerasta treść) to czyniła :D
OdpowiedzUsuń