AUTOR:Philip K. Dick
TYTUŁ: Płyńcie
łzy moje, rzekł policjant
WYDAWNICTWO: Rebis
LICZBA
STRON: 312
OCENA: 7/10
„Ja nie istnieję,
powiedział sobie. Nie ma Jasona Tavernera. Nigdy nie było i nie
będzie. Do diabła z moją karierą – po prostu chcę żyć. (…)
Znalazłem się na dnie, pomyślał. Nie mogę nawet zapewnić sobie
fizycznego istnienia. Ja, człowiek, który wczoraj miał
trzydziestomilionową widownię. Pewnego dnia jakoś ją odzyskam,
ale nie teraz. Najpierw mam ważniejsze rzeczy do zrobienia”
Jednego dnia był na
szczycie list przebojów, a jego wieczorny program oglądało 30
milionów widzów spijających mu każde słowo z ust, drugiego budzi
się w obskurnym pokoju hotelowym, nie wiedząc skąd się tam
znalazł. Pamięta kim jest, to Jason Taverner niezrównana gwiazda
sceny muzycznej, której płyty sprzedają się w milionach
egzemplarzy, niestety nikt poza nim nie może tego potwierdzić.
Taverner po przebudzeniu z płytkiego snu oficjalnie przestaje
istnieć, a to że wydaje mu się, że jest, kim był jeszcze wczoraj,
równie dobrze może być bełkotem szaleńca...
Zgubiona tożsamość nie
była by szczególnie przerażająca, gdyby nie miejsce w którym
żyje bohater. Mamy rok 1986, system pseudo kastowy, państwo rodem z
kafkowskiego Procesu – policyjne, urządzone w kanonie
niezrozumiałych praw i obowiązków, gdzie obok przebrzmiałych
strajków i krwawych rozwiązań marnieje podziemie ludzi, którzy z
różnych przyczyn pozbyli się przeszłości – ci nie istnieją,
bo kto nie figuruje w systemie, nie ma prawa do życia.
Jak to u Dicka bywa,
bohater, którego życie wywraca się w jednym momencie do góry
nogami, przechodzi od naiwnej egzystencji do poszukiwań. Taverner
nie będzie się w tym względzie specjalnie wyróżniał: zrobi
wszystko, by odzyskać znaczenie swojego nazwiska. Utrudniać mu to
będzie tytułowy policjant, Felix Buckman. Dla obu spotkanie z
nagłym błędem systemu okaże się zwrotnym momentem życia. Brzmi
trochę banalnie, ale przecież u Dicka wszystko ma drugie dno...
„Kochasz kogoś, a on
odchodzi. Pewnego dnia wraca do domu i zaczyna pakować rzeczy.
Pytasz: <<Co się dzieje?>>, na to ten ktoś odpowiada:
<<Dostałem lepszą propozycję>>, i odchodzi na zawsze z
twojego życia. Potem aż do śmierci obnosisz się z tą swoją
miłością i nie masz kogo nią obdarzyć. A jeśli kogoś
znajdziesz, wszystko powtarza się od nowa; pewnego dnia dzwonisz i
mówisz: <<Tu Jason>>, po czym słyszysz <<Kto?>>
i wiesz, że już po wszystkim. Nawet nie wiedzą, kim, do cholery,
jesteś, i domyślam się, że nigdy nie wiedzieli”*.
Płyńcie łzy moje... to
książka wyjątkowa przede wszystkim poprzez możliwość
wielorakiej interpretacji. Obok najprostszej, fabularnej opowieści
mamy bowiem tu traktat o miłości w szerokim aspekcie
uniwersalnym – miłości absolutnej, platonicznej, a potem o jej
utracie. Dalej, nie sposób pominąć kontekstu autobiograficznego.
Dick ani trochę nie ukrywa, że jest to powieść blisko związana z
jego aktualnym życiem i stanem psychicznym po odejściu żony,
pisana w lepkich emocjach po zażyciu meskaliny, która na dłuższą
chwilę wzbudziła w nim rozhisteryzowaną miłość do świata.
Takich punktów kluczy
jest w powieści więcej, bohaterowie mają swoje odbicia w
rzeczywistości (vide Alis=zmarła siostra Dicka), porte parole
autora skacze między nimi z pełną dowolnością. I choć elementy
początkowo nie składają się na nic wyjątkowego, spojrzenie na
Płyńcie łzy moje... z dalszej perspektywy odkrywa pełnię sensów,
które można nadinterpretować do woli. Tym razem Dick przedstawia
intymną wersję świata, jak zwykle rozchwianego i strzępiącego
się na brzegach, ale dla odmiany pokazuje, że przez dziury fikcji
prześwituje raz po raz jeszcze gorsza, bo prawdziwa rzeczywistość.
*P. K. Dick, Płyńcie
łzy moje, rzekł policjant, Poznań 2013, s. 156.
Za książkę dziękuję
wydawnictwu:
i portalowi:
Bardzo dziwaczna okładka, ale zarys fabuły mnie zaciekawił, więc dam szansę tej książce.
OdpowiedzUsuńTytuł i okładka są dość specyficzna, ale streszczenie trochę mnie zaintrygowało ; )
OdpowiedzUsuńW wolnych chwilach serdecznie zapraszam do mnie ; >
thedoorsofimagination.blogspot.com
Niestety ale to nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie jestem do końca do niej przekonana, ale w sumie... można by było spróbować :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie - blog ubogacam o krótkie vlogi :)