„Śmierci nie ma, jest
tylko iluzją. Czas także jest iluzją. Każda chwila, która raz
zaistnieje, nigdy nie mija”*
Nastała Faza Hobarta,
czas odwrócił swój bieg. Żyjemy w świecie, w którym na
powitanie mówi się „żegnaj”, a rozstaje z uprzejmym „witaj”.
Posilamy się – ze smakiem wymiotując jedzenie, które odstawiamy
potem do lodówki, wdmuchując dym w niedopałki, odtwarzamy kształt
papierosa. Nastał czas zapowiedziany w Biblii. Pod ziemią budzą
się umarli.
Cząstki materii
rozproszone we wszechświecie na nowo łączą się w formę
poprzedzającą zgon. Ta ulega stopniowej regresji. Cofa się do
stanu prenatalnego, znajduje macicę – wolontariuszkę i zanika.
Spod ziemi coraz częściej słychać głosy zmartwychwstałych
staronarodzonych. Tych trzeba jak najszybciej wyciągnąć z grobów,
by przeżyli swą drugą szansę istnienia. W rankingu skuteczności
miejscowych vitariów (firm odnajdujących wskrzeszeńców i
sprzedających ich temu, kto da najwięcej) przoduje Flaszka Hermesa.
Właściciel, Sebastian Hermes szczyci się niezłym zmysłem
przewidywania kolejnych przebudzeń. Następny w kolejce ma być
Anarcha Peak, za życia charyzmatyczny guru. Rozpoczyna się gra, kto
da za niego więcej.
Każdy kto miał do
czynienia z Dickiem wie, że fantastyczne dekoracje są zaledwie
wstępem do faktycznej treści jego utworów. Wie także, że w
sferze zainteresowań autora czołowe miejsca zajmują rozważania
nad miejscem człowieka i kondycją rzeczywistości. Wbrew wskazówkom
zegara to zdecydowanie traktat o istnieniu w sensie globalnym.
|
Filozoficzne powinowactwa nie są trudne do rozszyfrowania: od
świętych Tomasza z Akwinu i Augustyna (cytowanych często i gęsto)
po Spinozę i monady Leibniza (w realizacji). W ich kontekście świat
wydarty z klasycznej linearności ewolucji nie jest pretekstem do
zabawy w odwracanie zdarzeń, ale szansą na objęcie absolutu,
kompleksu wieczności idei, formy zmienianej zaledwie kształtem
materii.
„Wszechświat jest
układem koncentrycznych kręgów rzeczywistości; im większy krąg,
tym większy jego udział w absolutnej rzeczywistości. (…) Zło
jest pośledniejszą rzeczywistością, (…) jest brakiem absolutnej
rzeczywistości, a nie dowodem na istnienie złego Boga. Tak więc
odwieczny dualizm nie istnieje. Zło jest iluzją, podobnie jak
rozkład i śmierć. (…) W odczuciu człowieka to właśnie jest
złem: rozpad formy. Ale (…) to iluzja, raz bowiem powstała forma
jest wieczna – tylko że nieustannie przechodzi ewolucję. Nie
jesteśmy w stanie dostrzec formy (…) potrafimy bowiem dostrzec
tylko wycinek rzeczywistości”*.
W kontekście całości
twórczości Dicka, Wbrew wskazówkom zegara pod względem realizacji
przedstawia się raczej średnio. Niemożliwe było bowiem
konsekwentne trzymanie się pomysłu odwracania zachowań -
bohaterowie nie chodzą do tyłu, mówią także w naturalnym
porządku. Jeśli zaś pominąć warstwę filozoficzną, zrobi się z
tego fantastyka o mocno sensacyjnym zacięciu: pościgi, strzelaniny,
porwania – rekwizyty spod znaku kina akcji, jak się patrzy. Samej
fabuły również jest niewiele: wątek Anarchy przeplata się z
Sebastianem i jego żoną.
Dick nawet nie starał
się ukryć, że warstwa rozrywkowa jest w powieści tylko dekoracją.
Niedomówienia, nierozwiązane potencjały motywów, brak
konsekwencji są jednak niczym przy wymowie całości. W katalogu
pytań o granice istnienia Dick dotknie bowiem tym razem
nieskończoności, rozszerzy krąg życia na wieczność
nieograniczoną czasem i formą fizyczną. Początkowy absurd okaże
się przez to najprostszym wykładnikiem optymistycznych teorii
wszechistnienia.
*P.K.Dick, Wbrew
wskazówkom zegara, Poznań 2013, s. 285-286.
|
wtorek, 11 lutego 2014
P. K. Dick, Wbrew wskazówkom zegara
M. Raduchowska, Demon luster
Ostatni czas nie należał
dla Idy do najłatwiejszych. Pogodzić się z faktem, że jest się
szamanką od umarlaków, to jedno. Wpaść w sam środek
czarnomagicznego kotła, drugie. Duchy mamroczące nad głową,
demony zamieszkujące ciała niedawnych sąsiadów, zmarła ciotka
wygłaszająca tyrady, to stanowczo za dużo jak na jedną kobietę. A
przecież Ida chciała być tylko zwykłą, nudną studentką...
Rodowa tradycja
zobowiązuje, w rodzinie Brzezińskich nikt nie został oszczędzony
przez magiczny dar. Idzie, niechętnie przystającej na taki stan
rzeczy, trafił się talent niezwykły: gdzieś pomiędzy medium i
banshee narodziła się szamanka od umarlaków. Chcąc nie chcąc,
przeprowadza zmarłych na drugą stronę Rzeki. Ale to nic w
porównaniu z wizjami wieszczącymi śmierć poniektórych. Tym
właśnie sposobem przewidziała śmierć Mikołaja, którego, Pech
chciał, zamordowała własnoręcznie. Jakby tego było mało,
obiecała jego żonie, że odprowadzi duszę czarodzieja na zielone
łąki zaświatów. Problem w tym, że dusza Mikołaja zaginęła, a
za niedotrzymane obietnice płaci się najwyższą stawkę.
Niebyt coraz szybciej
zbliża się w okolice Idowej duszy. Jedynym sposobem na jego
uniknięcie jest rozwiązanie zagadki Demona Luster, który więzi
Mikołaja. Brzmi prosto, ale przecież Ida ma koło siebie
nieodzownego towarzysza – Pecha. Za jego sprawą najprostsze
zadania zmieniają się w piękną katastrofę.
|
Demon Luster –
kontynuacja Szamanki od umarlaków, to pozycja która znacząca
wyróżnia się na polskim rynku fantastyki. Z jednej strony
teoretycznie banalny pomysł (medium w tarapatach) z drugiej świetna
realizacja, na którą oprócz kilku ciekawych postaci (Kruchy,
Tekla) i uroczych dziwactw (Łapacz Snów!) składa się przede
wszystkim humor. Ten maskuje nawet fakt, że spora część prozy
Raduchowskiej to zbieranina najróżniejszych motywów i klasycznych
rozwiązań, które czytelnik zna do znudzenia.
Jeśli Szamanka od
umarlaków była powieścią dobrą, której żal było kończyć, to
Demon Luster jest, o dziwo, jeszcze lepszy. Raduchowska wykorzystała
fabułę maksymalnie, naładowała (przeładowała) ją wątkami,
sięgającymi w głąb iście szkatułkowo. Pokomplikowała losy
bohaterów w sposób nie do końca oczywisty. Mimo tego układanka
składa się w spójną całość, a nawet gdyby tak nie było, same
opracowania poszczególnych wątków osobowych robią spore wrażenie.
I choć czasem miało się nieodparte wrażenie, że za dużo tego
dobrego w jednym miejscu, czytało się z nielichą przyjemnością,
przerywaną wybuchami niekontrolowanego śmiechu.
|
czwartek, 6 lutego 2014
H. Wecker – Golem i dżin. Część I
„Jak dotąd wieczór
dżina okazał się dosyć rozczarowujący. Skorzystał z ładnej
pogody i wyszedł, chociaż bez większego entuzjazmu.(...)
Powędrował na północny wschód,wzdłuż Park Row (…). Na środku
stała samotna kobieta. Początkowo dżin dostrzegł jedynie, że to
kobieta wyglądająca na porządną, która stała samotnie środku
nocy na opuszczonym trawniku. Było to dziwne, ale wytłumaczalne.
Lecz nieznajoma nie miała ani płaszcza, ani kapelusza (…) Była
obłąkana czy tylko zagubiona? (…) Wtedy dopiero dostrzegł, że
kobieta nie jest człowiekiem, lecz żywym kawałkiem ziemi. (…) -
Czym jesteś? - zapyta dżin. (…) - Nie jesteś człowiekiem.
Jesteś stworzona z ziemi. W końcu nieznajoma się odezwała: - A ty
jesteś stworzony z ognia”*.
Na statku płynącym do
Ziemi Obiecanej – XIX wiecznego Nowego Jorku, umiera młody meblarz
Rosenfelt. Pozostawia w żałobie żonę, która dziwnym zachowaniem
wzbudza konsternację współpasażerów. W końcu, z rozpaczy jak
można by sądzić, rzuca się do morza. Gdy wychodzi o własnych
siłach na nowojorski brzeg, nikt nie może nawet przeczuwać, że to
nie działanie boskiej opatrzności, a mocy, które tchnęły w grudę
ziemi iskrę życia – stworzyły golema.
Przeciętny blacharz
Abeerly dostaje zlecenie naprawy ozdobnego flakonu. Standardowa praca
przynosi zaskakujący efekt: w warsztacie materializuje się nagi
mężczyzna – dżin zaklęty w ludzkiej postaci, zniewolony przed
laty we flakonie. Nie ma jednak zamiaru spełniać życzeń swojego
wybawiciela...
Dwie postaci, wyrzucone z bezpiecznych kart legend muszą radzić sobie w nieprzyjaznej rzeczywistości Nowego Jorku. Nie wiedząc nic o świecie, w którym przyszło im żyć, szukają miejsca, które umożliwi im przetrwanie. Krok pierwszy: nie wyróżniaj się z tłumu. |
Golem, istota stworzona
by służyć we wszystkim swemu panu, niespodziewanie zyskuje wolną
wolę. Przypadkiem trafia pod skrzydła opiekuńczego rabina, który
wprowadzi ją w tajniki powszedniości, pracy i skomplikowanych
stosunków społecznych. Dżin zamknięty w ciele człowieka znajduje
schronienie w warsztacie blacharza, któremu pomaga w obowiązkach.
Choć ich dni nie różnią się od życia zwykłych śmiertelników,
wśród bezsennych nocy mogą przypomnieć sobie, kim naprawdę są.
Samotni, w końcu natrafiają na siebie.
Należy pamiętać
jednak, że niniejsze wydanie to zaledwie preludium do właściwej
akcji. Fabryka Słów zdecydowała się na podzielenie powieści
Wecker na dwa odrębne tomy, co może zniechęcić niektórych
czytelników a narobić smaku na ciąg dalszy innym. Pomimo
staranności i szczegółowości, z która autorka snuje opowieść o
losach bohaterów, brakuje tu akcji, spinającej fabułę w zwartą
całość. Tej zapewne możemy oczekiwać w drugiej części „Golema
i dżina”. W niniejszej należy przygotować się na powolne
zawiązywanie wątków, wycieczki w przeszłość motywujące czasy
obecne, barwne budowanie postaci. Całość jest jednak interesująca
przez wzgląd na kulturowe odnośniki. Wecker porwała się na
stworzenie dzieła obfitującego w magię, legendy, wierzenia,
tradycje i historię. Czy jednak potencjał tych wszystkich elementów
da się połączyć w niebanalną całość, która prócz tła –
jakości samej w sobie, zaskoczy sprawnie rozwiniętą fabułą?
Czytelnicy, zmuszeni są poczekać na odpowiedź do wydania drugiej
części powieści.
|
*H. Wecker, Golem i dżin,
Lublin 2013, s. 621-622.
Za książkę dziękuję wydawnictwu:
Subskrybuj:
Posty (Atom)